…
W sumie to wkurzony jestem. Jest ciemno, a ja siedzę w samochodzie zaparkowanym na jakiejś zapyziałej stacji, gdzieś, sam nie wiem gdzie, na Słowacji. Jest późno w nocy, jestem w drodze od wielu godzin, i jestem już bardzo zmęczony. O kilku godzin przemieszczam się przez mniejsze i większe góry i od kilku godzin słucham audiobooka nagranego na podstawie powieści – reportażu Wojciecha Tochmana pod tytułem „Jakbyś kamień jadła”. Oczy mi się zamykają, a przecież spać nie mogę. W ustach czuję gorzki posmak i już nie wiem, czy to na skutek wypitego podczas jazdy energetyka, czy na skutek odsłuchanego nagrania.
Ale do meritum. „Jakbyś kamień jadła” traktuje o wojnie domowej w byłej Jugosławii. Autor w pozycji narratora ustawia ofiary tamtej wojny – Bośniaczki – muzułmanki – kobiety, które straciły na wojnie wszystko. Temat, który jest poruszony w tej powieści jest tak nośny, tak pięknie gra na emocjach. Bo przecież czym dotrzeć do sumień, jak obudzić empatię znudzonych homo sapiens, którzy wiedzę o świecie czerpią bezkrytycznie z telewizji lub ekranu monitora? To proste, trzeba napisać o skrzywdzonych dzieciach, kobietach, mężczyznach, ewentualnie zwierzątkach lub roślinkach. Temat podany w ciekawej literacko formie będzie się sprzedawał, będzie fejm i kasa… I to mnie w tej książce tak bulwersuje, że grubiej nie napiszę… Tak, może się komuś narażę, ale uważam, iż była to ze strony autora bardzo nieuczciwa zagrywka pod publiczkę.
Odniosę się pokrótce do treści książki.
Autor dokonał bardzo dużego uproszczenia. Podzielił bohaterów na dwie grupy: biedni uciemiężeni bośniaccy muzułmanie i źli Serbowie. Do tego jako przyprawa dodana jest dwójka dobrych Serbów, trochę żołnierzy z sił rozjemczych i polska antropolog – najwyższej klasy naukowiec, oddana dzień i noc swojej pracy – na co dzień mieszkająca na Islandii doktor Ewa Klonowski. Oraz kości – dużo kości…
Serbowie przedstawieni są jako diabły wcielone. W tym narodzie nie ma nikogo dobrego. NIKOGO. Ośmioletni chłopiec proszony przez uwięzione, zmordowane i spragnione kobiety o przyniesienie wody, przynosi ją, a następnie wylewa na ich oczach, obrzucając je wulgarnym słowem. Każdy Serb ma prawo wejść na teren obozu, gdzie trzymają zatrzymanych Bośniaków, wybrać sobie jakiegoś i go bezkarnie katować; z czego zresztą chętnie korzystają okoliczni mieszkańcy. Jeden z serbskich policjantów maltretuje i wielokrotnie gwałci, a w końcu zabija swoją byłą dziewczynę – no to jest akurat możliwe. Serbscy nauczyciele katują i mordują swoich byłych bośniackich uczniów, a uczniowie nauczycieli. W rozdziale poświęconym serbskiej miejscowości, jej mieszkańcy przedstawieni są głównie jako pogrążone w marazmie moczymordy…
I być może ktoś teraz powie: stary, czego ty się czepiasz. Tak, muzułmanie byli eksterminowani, ich kobiety były gwałcone, zabijani byli dorośli i dzieci.
– Tak – odpowiem. – Tak, były tam okropieństwa nie spotykane w Europie od czasu II Wojny Światowej. – Tak, to jest możliwe. Wystarczy sobie przypomnieć, co działo się z Polakami na Wołyniu… Tylko że w tej książce wszystko przedstawione jest zero-jedynkowo, czarno-biało, źli-dobrzy. I z tym nie mogę się zgodzić. W każdym narodzie są jednostki złe, a nawet bardzo złe. I nie ma co ukrywać, sporo kompletnych psychopatów w czasie tamtej wojny wydobyło się z wnętrza wydawałoby się normalnych i miłych zwykłą codziennością ludzi. Pamiętam, jak rok lub dwa lata po wojnie byłem w Chorwacji i jakie wrażenie zrobił na mnie widok śladów biegnącej przez ścianę i drewniane okiennice serii z karabinu maszynowego. Ale na Boga, nie wierzę; nie wierzę i już, że cały naród zamienił się w żądnych krwi zombi. Rok temu rozmawiałem w Belgradzie z jednym z dyrektorów tamtejszego muzeum lotnictwa (swoją drogą, jeżeli będziecie w tamtych stronach to odwiedźcie koniecznie) i opowiadał mi co nieco o tej wojnie. Nic nie jest jednowymiarowe, czarno-białe. Wszystko jest szare. I trzeba zgodnie z prawdą napisać, że muzułmańskie bojówki również dopuszczały się strasznych rzeczy, również mordowały i gwałciły, może tylko nie na taką skalę…
Na koniec przypomniała mi się jedna przygoda z mojego życia. Rok temu objechałem Bałkany na motocyklu. Któregoś dnia, wieczorem, kompletnie zmęczony pytam się jakiegoś mężczyzny z obsługi stacji benzynowej (w Serbii to było), czy jest tu gdzieś jakiś tani motel? On mnie pyta – czy masz namiot? Odpowiadam – mam owszem. Na to on – możesz się przespać tu – na terenie stacji. Bezpiecznie i bezpłatnie. Odpowiadam – naprawdę? – dziękuję jak nie wiem co. Na to on mówi – my, Słowianie, jesteśmy braćmi i musimy sobie pomagać…
I nikt mnie nie przekona, że ludzie, którzy mają dobre podejście do innych ludzi, mogą czerpać jakąś przyjemność w bezinteresownym torturowaniu czy gwałceniu kogokolwiek. Normalni ludzie, nie psychopaci. Nie i koniec!!
No dobrze, wyrzuciłem z siebie na gorąco moje przemyślenia, a teraz spróbuję trochę pospać.
A Wy – jeżeli chcecie ze mną popolemizować na temat tego co napisałem, albo nawet mi nawrzucać, to musicie przeczytać lub odsłuchać – „Jakbyś kamień jadła” autorstwa Wojciecha Tochmana…
…