„Młodość i inne opowiadania” Joseph Conrad

7
324

Joseph Conrad, a właściwie Józef Konrad Korzeniowski. Polak z urodzenia, Brytyjczyk z wyboru. Tak, wiem że to może niezbyt martylogiczno – patriotycznie, bo jakże, ale tak było. Abstrahując od pochodzenia autora, człowiek znany z tego, że napisał kilka książek marynistycznych, a w Polsce dodatkowo z tego – że rodak nasz, sławny i po angielsku piszący…  Lata temu całe, obejrzałem film pt. „Smuga cienia” i na lata całe odechciało mi się Conrada. Ale, że na starość człowiek mądrzeje, a i głupieje często, to i postanowiłem przeczytać coś tam. Padło na „Jądro ciemności”, a dokładnie „Młodość i inne opowiadania”. No i nie powiem, na początku autor mnie wciągnął. Na początku. Bo muszę Ci, drogi Czytelniku, napisać, że książka składa się z kilku opowiadań. A one są nawet ciekawe. To znaczy byłyby ciekawe, gdyby autor nie miał zatwardzenia podczas ich pisania. Bo ja mam taką teorię, że Joseph, zaczynał pisać, pióro jego sunęło sprawnie, rozkręcał się, a tu… – upsss… do „kibla” go pogoniło. Zrobił co swoje, wrócił i… zaczął smęcić. Napił się grogu, wena wróciła, pióro samo pisze, ale cóż to? Kurwa, fuck, czy jak tam oni mówili – „motyla noga” – do kibla znowu trzeba… I tak ta książka się ciągnie. Abstrahując już od wszelkich żartów, gdyby zmniejszyć jej objętość o 1/3 lub nawet 1/2, tylko by zyskała… I tak dotarłem do „Jądra ciemności”… Ufff, niejscami ta powieść doprowadzała mnie do tropikalnej (nomen omen) gorączki 🙂 Te zwroty akcji, te dłużyzny. Ufff, ale mnie wciągnęła ta powieść… Jądro Ciemności – beznadzieja tropików – mózg parujący na rozgrzanej patelni – biała męskość w utraconym raju – spocone pachy i cojones. Czasy gdy honor znaczył honor, mężczyzna – mężczyzna, kobieta – kobieta. Tak, nie da się ukryć wciągnęło mnie to opowiadanie. Przygoda, awanturnictwo, męskość. A jednocześnie zasmuciło. Bo tak – bo sic transit gloria mundi, bo Kopernik też była kobietą… Tak czy tak, drogi Czytelniku tego bloga (jeżeli takowy jeszcze jest) i tak nie dowiesz się niczego o tej pozycji z mojej recenzji. Bo zadanie tego wpisu, leniu jeden, jest takie, że ją przeczytasz, do czego BARDZO zachęcam. Może nie skorzystasz wiele. Bo to czasy dawne – czasy honoru i chyba takie co się, niestety, nie wrócą. Ale przynajmniej dotkniesz tajemnicy, a nawet może zrozumiesz „gen szaleństwa”, który trawi niektórych osobników; jak rzekł Mistrz Kapuściński – „podróżowanie jest chorobą, w gruncie rzeczy nieuleczalną”… Niech smutek tropików będzie z Tobą…

Ach, jeszcze jedno. Ludzie, czytajcie książki…. 😉


7 KOMENTARZE

  1. Szkopuł w tym, że Conrad nie pisał książek marynistycznych, a po obejrzeniu Smugi cienia
    może się odechcieć co najwyżej Wajdy. Conrad miał niewiele wspólnego z tym filmem.
    Nie wiem czy Conrad miał zatwardzenie, ja przeczytałem całość (granatowe wydanie Najdera)
    i problemów zdrowotnych nie miałem, ale tego tekstu nie doczytałem do końca.
    Być może papier (nawet internetowy) wszystko zniesie, ja nie.

    • Jak najbardziej może pan mieć swoje zdanie i nie musi zgadzać się z moim. Tak samo jak nie ma przymusu zaglądania tu, czytania lub komentowania.

      • Nie, przymusu nie ma. Jednak ciekawość poznawcza często zwycięża. Jako psycholog, szukam w necie przejawów zaburzeń osobowości, na przykład, narcyzmu. Pozdrawiam.

        • Widzę, że uaktywnił się na moim blogu znany piotrkowski troll 🙂 Dlaczego pan pod własnym nazwiskiem nie pisze? Czyżby jakiś wstyd? Btw. przypisywanie sobie wykształcenia wyższego o 2 poziomy od posiadanego, to świadczy o jakichś ukrytych kompleksach. A teraz żegnam, proszę już mi tu nie trollować.

      • Jaki ma sens szerokie udostępnianie poglądów, przy jednoczesnym lekceważeniu odzewu jaki wywołują?
        Choć psycholog ze mnie żaden, to coś mi mówi, że sąsiad komentator jest
        bliski odpowiedzi.
        Ps. Zestaw recenzowanych książek wskazuje na dość przypadkowe lektury. Czyżby odbywały się w trakcie walki z zatwardzeniem?

        • To jakie ktoś lektury czyta, jest prywatną sprawą i nie należy do tematu dyskusji. Poza tym, pański komentarz jest, nazywając rzecz po imieniu, prymitywny i na tym zakończymy tę dyskusję.

Comments are closed.