Dzisiaj opowiem Wam jak wygląda Kenia z punktu widzenia „allinkluzowego” turysty. Nie będę tu się rozpisywał o wyższości czy niższości jakiegoś sposobu podróżowania. Każdy z nich ma swoje wady i zalety. Gdy jedziemy na wyjazd zorganizowany jako all inclusive, mamy zapewnioną wszelką opiekę jakiej potrzebujemy. Nie musimy znać żadnego języka obcego. Możemy skupić się na dwóch przyjemnych sprawach – na plażowaniu i imprezowaniu. Jesteśmy odgrodzeni od otaczającego nas świata przez kordon ochroniarzy i uprzejmej służby hotelowej. Wadą takiego wyjazdu jest to, że trudno nam poznać ten „prawdziwy” otaczający nas świat.
Gdy jedziemy na własną rękę, jesteśmy narażeni na różnego rodzaju niespodzianki. Nieraz są bardzo przyjemne, ale czasami potrafią być bardzo niemiłe. Mamy jednak możność „dotknąć” otaczające nas miejsca, poznać autochtonów, posmakować przygodę.
Jak już się chyba domyśleliście należę do ludzi, którzy preferują ten drugi rodzaj podróżowania. Ale napiszę Wam, że od czasu do czasu, lubię gdzieś wyskoczyć na imprezę typu all i nie interesować się niczym oprócz zabawy 🙂
Są również takie miejsca na świecie, do których wyjazd zorganizowany jest dużo tańszy niż we własnym zakresie. Takim miejscem jest np.: Kuba, o której kiedyś napiszę.
Wyjazd do Kenii był wyjazdem zorganizowanym w tej formule. Sam lot z Warszawy do Mombasy trwał około 9 godzin, w co wliczam godzinny postój związany z tankowaniem paliwa w Hurghadzie. Po wylądowaniu przed nami jeszcze 2 godziny drogi do hotelu. Zakwaterowaliśmy się nieopodal miasta Malindi w pięknym, położonym nad brzegiem Oceanu Indyjskiego ośrodku.
Napisałem ośrodku – nie bez przyczyny. Mieszkaliśmy w małych bungalowach w których mieściło się po kilka w pełni wyposażonych pokoi. Nad bezpieczeństwem czuwała grupa Masajów, a nad zadowoleniem gości kilkudziesięcioosobowa obsługa.
Mogę zupełnie szczerze napisać napisać, że rzadko spotyka się tak pyszne i obfite posiłki, jak te, które nam tam serwowano.
Obsługa była wręcz uprzedzająco grzeczna. I tu mamy clou problemu. Nie możemy poznać naprawdę kogoś, kto pracuje w hotelu, w takim miejscu. Musimy sobie zdawać sprawę, że otacza nas wszechobecna bieda, a osoba zajmująca się nami, nieraz dzięki tej pracy utrzymuje całą rodzinę…
No cóż – taki jest świat, a świat nie zawsze jest pełen szczęścia i radości. Muszę jednak napisać, że mimo prawdziwej i niewyobrażalnej w naszych standardach biedy, tylu uśmiechających się ludzi co tam, rzadko gdzie można spotkać.
Tak, tak – domki na powyższych zdjęciach to są normalne domy mieszkalne na biednej prowincji.
Bardzo ciekawie wyglądają miasteczka kenijskie. Pewnego razu wybraliśmy się do leżącego nieopodal Malindi. Nie potrafię ocenić liczby mieszkańców, choć nie wydawało mi się bardzo dużą miejscowością. Z tego co się dowiedziałem, najważniejszymi obywatelami miasta, czytaj – rozdającymi karty – są biali i Hindusi. W dalszej kolejności społeczność muzułmańska, a do najbiedniejszej grupy należy ludność chrześcijańska. Od razu uprzedzam, że nie weryfikowałem tej informacji, otrzymałem ją w trakcie rozmowy z jednym „lokalesem”.
Będąc w Malindi odwiedziliśmy lokalny zakład, w którym produkowano różne przedmioty z drewna. Zakład zatrudniał około 100 osób, w większości pracowników produkcyjnych. Wszystko było wykonywane ręcznie, a średnia pensja wynosiła około 100 dolarów, co ponoć było całkiem niezłą sumą. Co ciekawe wszystkie prace były sygnowane oznaczeniem twórcy, a robotnik dostawał zapłatę dopiero po sprzedaniu jego wyrobu. No sami musicie przyznać, że w Europie panują nieco inne standardy 🙂
Macie w tym momencie jasność jak wygląda tworzenie figurek od środka i dlaczego tylu Murzynów próbuje emigrować do Europy, która jest wyśnioną ziemią obiecaną.
Na koniec trafiliśmy do sklepiku, gdzie można te wszystkie cuda zakupić.
Nie zakupiliśmy tam jednak żadnych rzeźb. Z dwóch powodów – po pierwsze ceny były „bardzo za bardzo europejskie”; a po drugie lepiej dla nas, ale również i dla rodowitych Afrykańczyków, było kupienie rzeźb od lokalnych twórców, co potem zrobiliśmy.
Został nam już ostatni fragment opisu, czyli okolice hotelu. Sam hotel położony był nad oceanem. Przed hotelem ciągnęła się wspaniała plaża.
Podczas odpływu woda cofała się aż do linii horyzontu. Można było się wtedy wybrać daleko w głąb oceanu. Trzeba było tylko pamiętać o tym, by na czas rozpocząć powrót. Zapominalskich mógł bardzo nieprzyjemnie zaskoczyć przypływ 🙂
Dosyć sporo „białasów” chodziło na takie spacery. Co ciekawe na każdego białego przypadało od jednego do trzech czarnych. Do nas (byłem z kolegą) również bardzo szybko doszusowali miejscowi, pokazując różnego rodzaju ciekawostki.
Idący koło mnie „czarny koleżka” całkiem nieźle „nawijał” po angielsku, zagadując mnie na wszystkie możliwe sposoby. Przyznam, że przez pierwsze 20 minut zupełnie wyłączyłem się i skupiłem na podziwianiu oceanu. A było co podziwiać…
Jednak po 20 minutach konsekwentnego bombardowania słownego, zacząłem gościa słuchać, a po chwili rozmawialiśmy. Przerobiliśmy wszystkie tematy począwszy od systemu edukacyjnego poprzez politykę, a skończyliśmy na sprawach damsko – męskich…
Napiszę coś o systemie edukacyjnym. Sam układ jest dosyć podobny jak istniejący u nas system boloński. Jednak wszystkie szkoły powyżej tamtejszej podstawówki są płatne, a więc spora część społeczeństwa kończy dosyć szybko swoją edukację. Murzyni są bardzo zdolni językowo. Niejednokrotnie potrafią konwersować na poziomie komunikacyjnym w kilku językach. Tłumaczę to tym, że nie mają głów zaśmieconych taką ilością informacji jak my 🙂
Co do polityki, to jest podobnie jak u nas. Aby nie używać słów wulgarnych, dyskusję na ten temat podsumuję krótkim „#$%^&*&%$#” (wstawiamy co uważamy) 😀
Sprawy damsko – męskie. W Afryce to mężczyzna jest panem i wodzem w swoim domu. Zapomnijmy o jakimś feminizmie, że już o gender nawet nie myślę 🙂 Również jawny homoseksualizm jest bardzo dyskryminowany. Dlaczego o tym piszę? Piszę to jako informację, gdyż my Europejczycy mamy dziwną manierę zachowywania się wszędzie jak u siebie w domu. A czasem może się to skończyć bardzo źle.
Co do narkotyków, na pewno można kupić haszysz. Jednak ponieważ nie praktykuję, nie potrafię udzielić żadnej konkretnej informacji 🙂
I pamiętajcie na koniec o tym, że więzienia kenijskie podobno są ekstremalnie ciężkie.
Oczywiście jako biali – pożądani turyści jesteśmy w jakiś sposób pod ochroną, ale pewną ostrożność zawsze warto zachować.
O sprawach damsko – męskich napiszę jeszcze za chwilę mały akapit…
Wspomnę jeszcze o jednej ważnej sprawie. Warto tym chłopakom dać kilka dolarów. Jeżeli pojedziecie do Kenii, czy gdziekolwiek indziej w trzecim świecie, nie żałujcie drobnych sum. Wcale nie musicie być rozrzutni tak jak niektórzy biali głupcy, ale doceńcie ich staranie i pamiętajcie, że dla nich ta drobna suma – często nieistotna dla was – jest czasem kwestią zjeść lub nie zjeść. Zapytałem go na koniec, co robią rankiem ludzie w małych łódkach i nurkujący przy brzegu. Odpowiedział mi tak: „Wiesz, my oprowadzamy tutaj białych, pokazujemy im morze i staramy się w ten sposób zarobić na życie. Ale czasem nic się nie uda zarobić. Wtedy łowimy różne żyjątka, by jeść”.
W którymś momencie zaczęliśmy dosyć szybko wracać do hotelu, rozpoczął się przypływ.
W hotelu czas można było spędzać w basenie lub w przylegającym do basenu barze z napojami i alkoholem. Ponieważ był styczeń, pogoda była doskonała. Około 30 stopni Celsjusza, lekka bryza znad oceanu i zimne drinki czyniły pobyt niezwykle przyjemnym.
Po dwóch dniach pobytu w basenie i wypiciu niezliczonej ilości drinków, i zyskaniu odpowiedniej dozy odwagi… w końcu odważyłem się zapytać naszej barmanki, którzy mężczyźni są jej zdaniem fajniejsi – biali czy czarni?
– Bez wahania odpowiedziała, że biali…
No to pytam się dalej:
– Ale dlaczego biali? Bo wiesz… czarni słyną z dosyć dużych rozmiarów…
– Ale biali mężczyźni są bardzo czuli i słodcy… (They are so sweet and sensivity…).
Panowie – UWAGA! Jak by co… jest nadzieja… Afryka czeka… 😀
Ostatnią atrakcją, którą chcę Wam pokazać, jest tzw. „sea safari”. Miała być łódź ze szklanym dnem… i była… Ach ta Afryka 🙂 Cudowne miejsce… Sea safari to był czas beztroski, obżerania się owocami morza i wielu innych przyjemnych rzeczy… 🙂
Jeżeli mieliście jakieś wątpliwości, czy warto wybrać się do Kenii, to chyba ich już nie macie…
Pozdrawiam serdecznie i do usłyszenia…
.
Z przyjemnością obejrzałam świetne zdjęcia i poczytałam tekst.
Dziękuję za miły komentarz 🙂
Comments are closed.