Dzisiejszy wpis będzie krótki. Krótki, gdyż chwilę tylko tam zabawiłem. Jednak jest to piękne miejsce, miasto które miało wielki wpływ na dzieje świata. Gdzie więc zabawimy? Przystaniemy na chwilę w…
Przystaniemy na chwilę w prawdziwej włoskiej perle – mieście Rawennie. W wikipedii czytamy: „Rawenna (wł. Ravenna) – miasto i gmina w północnych Włoszech w regionie Emilia-Romania, stolica prowincji Rawenna”. Dalej dowiadujemy się, że miasto leży 10 km od Morza Adriatyckiego (z którym połączone jest żeglownym kanałem) u zbiegu rzek Ronco i Montone. Następnie możemy poczytać o bogatej historii, datującej się już od… XIV wieku p.n.e. Ponad 3000 lat historii. Imponujące… Pod panowaniem Imperium Rzymskiego miasto rozkwitło, by w V wieku stać się miastem rezydencjalnym cesarzy, a po upadku Rzymu stolicą pierwszego „barbarzyńskiego” królestwa Odoakra. Następnie stało się głównym miastem bizantyjskim na Półwyspie Apenińskim. Ta bogata historia odcisnęła widoczne piętno na mieście…
Ale po kolei. Po opuszczeniu San Marino dosyć pośpieszam. Mały postój robię tylko na chwilę w okolicach Rimini. Idę na plażę, tym razem Morza Adriatyckiego, moczę nogi, smakuję morze (czy cały czas słone), szepczę Posejdonowi na ucho o pewnych moich sprawach, a w chwilę później pędzę dalej.
Kilka godzin chcę poświęcić na Rawennę, ale na nocleg muszę być w Bolonii. Dosyć szybko dojeżdżam do miasta i zostawiam mój mały samochodzik na pierwszym wolnym miejscu parkingowym. Wyciągam fotograficzny plecak i idę w kierunku niedalekiej bramy miejskiej – portalu, który prowadzi na stare miasto.
Szczególnie interesuje mnie słynąca z niesamowitych naściennych mozaik, zbudowana w latach 526 – 547 (za czasów bizantyjskich) Bazylika San Vitale. Był to główny, aczkolwiek nie jedyny powód mojego przyjazdu tutaj. Wspaniałe, pochodzące z VI wieku mozaiki przedstawiają cesarza Justyniana i jego żonę Teodorę wraz z ministrami i dworzanami. Znajduje się na nich również ówczesny biskup Maksymian. Jednak samo zwiedzanie rozpoczynam od centralnego placu miejskiego Piazza del Popolo – czyli Placu Ludowego. Ciekowostką jest to, że we Włoszech bardzo wiele placów nosi nazwę – ludowych. Oglądam XV-wieczny Palazzo Comunalo i Palazzo del’Orologio.
Potem kieruję się do leżącej nieopodal interesującej mnie bazyliki. Przed wejściem kupuję za 10 euro bilet, który ważny jest również na 4 inne obiekty.
Wchodzę do niepozornego z zewnątrz kościółka…
Napiszę to jeszcze raz! Wchodzę do niepozornego z zewnątrz kościółka, podnoszę głowę do góry i… otwieram szeroko oczy w niezmiernym podziwie. Cud, zachwyt, a może nie ma słów, którymi można opisać te zachwycające dzieło. Następne z miejsc „you must see”. Robię zdjęcia jak szalony, czasem jeden obraz mówi więcej niż 1000 słów. A jak wygląda bazylika wewnątrz, możecie zobaczyć sami…
Moja dusza płonie. Ja płonę. Zatracam poczucie czasu i przestrzeni. Chyba mógłbym zostać czyścicielem kafelków w tym miejscu:) Dookoła mnie widzę dużo ludzi. Niektórzy oglądają w nabożnym skupieniu, inni z rozdziawioną buzią, a jeszcze inni z wypiekami na twarzy. Ale nie widzę nikogo obojętnego lub znudzonego. Znaczy się, że i ze mną jest w porządku… 🙂
Spędziłem w tym stosunkowo niewielkim kościele ponad 2 godziny. Z żalem, ale muszę iść. Zaraz po wyjściu z bazyliki natykam się na następną atrakcję – na pochodzące z 440 roku Mausoleo di Galla Placidia. Co ciekawe mauzoleum prawie się nie zmieniło od chwili powstania i jest klasycznym przykładem sztuki wczesnochrześcijańskiej. Wewnątrz również znajdują się piękne mozaiki, ale po obejrzeniu tych w Bazylice św. Witalisa, świat nie jest już ten sam:)
Oczywiście warto zobaczyć ten obiekt, a dla ciekawych świata załączam kilka zdjęć.
Po wyjściu z mauzoleum jestem kompletnie oszołomiony. Tak jakby świat zawirował tysiącem rozbłysków. Piękna jest nasza Ziemia, a Włochy są wspaniałe. Czuję, że moje estetyczne uczucia wzniosły się na granicę poznania niepoznanego…
A tyle jeszcze rzeczy zostało do obejrzenia w tym fantastycznym mieście.
Wspomnę tylko o: baptyserium Neona, Bazylice San’t Apollinare in Classe, San’t Appolinare Nuowo, Domus dei Tappeti di Pietra, muzeum archeologicznym i wiele, wiele innych.
Na koniec wypada wspomnieć jeszcze o Dantem. Tutaj – w Rawennie swój wieczny spoczynek znalazł autor Boskiej Komedii – Dante Alighieri. Jego grób był ostatnim miejscem, które odwiedziłem. Warto zacytować – zwłaszcza naszym politykom, jedną z jego sentencji: „Szlachetny owoc nie pleni się tam, gdzie chwastem zarosło pole.”
Z Rawenny do Bolonii jest tylko 80 kilometrów. Szybko dotarłem na lotnisko, gdzie oddałem mój samochód. Następne 2 dni spędziłem w Bolonii – mieście w którym znajduje się najstarszy uniwersytet świata.