Dobry tytuł to ponoć podstawa…:) Dzisiaj ostatnia część naszej kilkudniowej podróży po pięknej Toskanii i czarującej Emilii-Romania. A zakończymy tą podróż w pięknym mieście, w Bolonii. Najpierw krótki rys historyczny.
Bolonia (wł. Bologna) jest stolicą turystycznego regionu Emilia – Romania. Historia miasta datuje się już od czasów Etrusków, kiedy to istniało pod nazwą Felsina. Bolonia słynie z najstarszego w Europie, założonego w 1088 roku uniwersytetu. Na uczelni tej pobierał nauki m.in. nasz słynny astronom Mikołaj Kopernik. Uniwersytet działa do dziś i tak samo jak w średniowieczu jest liczącym się ośrodkiem akademickim. Jako ciekawostkę wspomnę, że obecny system nauki w Polsce (studia trójstopniowe) nazywamy systemem bolońskim. W Bolonii znajduje się wiele polskich śladów, a mieszkańcy miasta pamiętają o dacie 21 kwietnia 1945 roku, kiedy to miasto zostało wyzwolone przez oddziały II Polskiego Korpusu.

W mieście spędziłem 2 dni, ale przekonany jestem, że i przez tydzień bym się nie nudził 🙂 No to jedziemy…
Zwiedzanie miasta rozpoczynamy od głównego placu miejskiego – Piazza Maggiore. Pierwsze kroki kieruję do jednego z największych gotyckich kościołów we Włoszech, do Bazyliki San Petronio.


Sama bazylika piękna jest nie tylko z zewnątrz, ale i wewnątrz.

Olbrzymie wrażenie robi fresk przedstawiający niebo i piekło według Dantego. Znajduje się po lewej stronie od wejścia. Ups… podobno nie wolno robić zdjęć, ale dla Was… 🙂

Po wyjściu z bazyliki idę w stronę leżącego nieopodal Piazza Nettuno, z przepiękną XVI-wieczną fontanną Neptuna i Palazzo Comunale.


A teraz mój specjalny prezent dla wszystkich Pań. Imponujący facet z naszego Neptuna, nieprawdaż? 🙂
Ale i dla panów mam upominek. Chciałbym Wam przedstawić jedną z jego nimf… 🙂

Po tych estetycznych doznaniach kierujemy się w stronę Due Torri – Dwie Wieże.

Z tymi wieżami to jest bardzo ciekawa sprawa. W którymś momencie w Bolonii było ich aż dwieście. Budowane były na różną intencję. Ale ich głównym zadaniem była ochrona miasta. W tym momencie jest ich dużo mniej, ale te dwie – a dokładniej Torre degli Asinelli oraz Torre della Garisenda są symbolami dawnych czasów. Wyższą z wież, Torre degli Asinelli, można zwiedzać, wspinając się aż po 498 schodach, na wysokość prawie 100 metrów (dokadnie 97). Niższa niestety jest nieczynna. Bezzwłocznie płacę 3 euro za bilet wstępu i idę – ku słońcu 🙂


Po pokonaniu kilku zawrotów głowy i wypoceniu pół butelki wody, wchodzę na górę… i och, i ach. Warto było. Przede mną rozpościera się panorama miasta. Stwierdzam empirycznie, że Bolonia, to faktycznie są piękne czerwone dachy. Zobaczcie sami…



Wszystko co dobre szybko się kończy. Jednak na szczęście mam jeszcze jeden dzień przeznaczony na zwiedzanie…
Następny dzień zamierzam rozpocząć od zwiedzania od ratusza. Po drodze moją uwagę przyciągają piękne rzeźby miejskie. Wspaniałe, cieszące oko akty kobiece. Warto by było przenieść ten zwyczaj na nasz grunt…

Kieruję się w stronę urzędu miasta. Najpierw oglądam słynne schody. Dlaczego słynne? Są to chyba jedyne na świecie schody, po których powozy rajców miejskich mogły wjechać prawie na salę obrad.

Obecnie powozy już nie wjeżdżają, za to wchodzą pary pragnące zawrzeć związek małżeński.

Idę dalej do środka budynku. Przed jedną z sal widzę piękne, pochodzące wg opisu z XVII i XVIII wieku obrazy. Miło jest przysiąść na chwilę obok „żywej” historii. Koło mnie z szeroko otwartymi oczami siedzi para podziwiająca te dzieła. Wcale im się nie dziwię. Takie samo uczucie zachwytu przepełnia i mnie.


W którymś momencie przez oszklone drzwi widzę jakąś ceremonię, chyba ślub. Ciekawe doświadczenie zawrzeć związek małżeński w takich uświęconych historią murach… 🙂
W takich chwilach mam wrażenie, że język ludzki jest zbyt ubogi, by wyrazić te wszystkie doznania, które nas przepełniają. Tego zachwytu pomieszanego z ciekawością i nabożnym skupieniem. Trudno wyrazić słowami wszystkie uczucia, które kłębią się w naszym mózgu. Zwiedzanie takich miejsc, to prawdziwa uczta Lukullusa dla umysłu 🙂
Po wyjściu z ratusza kieruję się do Palazzo Poggi, głównej siedziby uniwersytetu. W środku możemy podziwiać fascynujące eksponaty naukowe, z różnych dziedzin… Ponoć jedno zdjęcie mówi więcej niż 100 słów. A więc – voilà…
Museum di Palazzo Poggi:









Po tych wszystkich atrakcjach warto przejść się bolońskimi uliczkami. Większość z nich ocieniona jest krużgankami, w których znajduje się mnóstwo sklepików i barów.
W którymś momencie możemy natknąć się na nieznane większości kanały bolońskie – tak, tak. Nie tylko Wenecja ma kanały. W Bolonii również one istnieją, a wyglądają tak:

Ja natknąłem się również na ciemniejszą stronę miasta. Na jednym z placów niedaleko uniwersytetu, ujrzałem ludzi wykluczonych. Co ciekawe otaczała ich bardzo duża gromada psów. Wszyscy potrzebują miłości…
Ale takie jest życie…
Jakby dla równowagi, obok „poważne” rozmowy toczyli studenci. Chyba studenci, gdyż cały czas byłem blisko uniwersytetu…
Wiem, że mój opis oddaje tylko namiastkę tego, co można zobaczyć w Bolonii. Dlatego standardowo zachęcam Was do odwiedzenia pięknego „czerwonego” miasta, pospacerowania po nim, a także zapoznania się ze słynną (bardzo tłustą) bolońską kuchnią. Temat włoskiej kuchni jest tak obszerny, że mógłby być osobnym działem tego bloga. Moim zdaniem kuchnia włoska należy do najsmaczniejszych na świecie. Kiedyś wspomnę, co moim zdaniem warto spróbować. No tak… I w tym momencie poczułem jak mi ślinka leci 🙂
Planując pobyt w mieście warto pomyśleć o wypożyczeniu roweru. Rower to najszybszy i najlepszy środek lokomocji…
Na koniec mała niespodzianka z lotniska. Włochy słyną z pięknych ubrań, ale jeszcze piękniejsze są samochody. Dech zapiera. Te dwa piękne pojazdy wystawione są na lotnisku w Bolonii…
Następny wpis będzie z miejsca dosyć egzotycznego… Ale to niespodzianka… 🙂
Polub mój blog na fejsbuku, by dostawać gorące jak bułeczki informacje… 🙂