Ostatni dzień na Cyprze postanowiłem ponownie spędzić po tureckiej stronie wyspy. Tym razem celem jest Famagusta, ale najbardziej interesuje mnie jej całkowicie zamknięta od czasu inwazji dzielnica Warosia. Na jednym z blogów podróżniczych przeczytałem, że podobno tam zostało wszystko – czekające od 40 lat na powrót swoich właścicieli mieszkania, czekające na nabywców samochody w salonach, piąte pokolenie psów czekających na powrót swoich panów i czwarte kotów, tęsknie spoglądających na oznaczoną ich imieniem miseczkę… A to wszystko strzegą uzbrojeni po zęby żołnierze i inni bliżej niezidentyfikowani tajnos agentos. No nie ukrywam, ogarnęła mnie pełna ekscytacja… Dzisiaj do przejechania mam tylko niecałe 200 km. Nie jest to dużo na szczęście. Na szczęście, bo zrobiłem przez ostatnich kilka dni około 1000 km w ruchu lewostronnym i choć nawet nikogo nie rozjechałem, to jednak jestem trochę zmęczony już.
Rankiem wstałem i aby nabrać sił przed zadaniem, poszedłem zjeść śniadanie. A zjadłem… sami wiecie co – słynne english breakfast… Ale przy okazji poznałem kolesia, który właśnie przyjechał z Anglii, by wypoczywać i pracować na Cyprze. W sumie całkiem miły młody człowiek, a gdybym miał ze 30 lat mniej, to nie zastanawiałbym się nawet minuty, tylko robił to samo… Trochę stremowany był, ale to zrozumiałe. Nowa praca, nowy kraj i do tego gościu co żre sausage and beans i inne ichniejsze smakowitości, krzywiąc się przy tym niemiłosiernie. Pogadaliśmy chwilę, rzuciliśmy tatuażami na stół, strzeliliśmy fotę i zrobiło się całkiem miło.
Po chwili pędziłem moją białą strzałą, peugeotem 208, przed siebie. Tak przy okazji mój Bucefał ma rejestrację MEA 899. Rejestracja jest w kolorze czerwonym, co ma chyba ostrzegać przed niepoczytalnymi turystami, lubiącymi wjechać na czołowe, a MEA… to może od mea culpa – tak na wszelki wypadek 🙂
Bez problemów przejechałem granicę cypryjską. Jadę wzdłuż zasieków, a po chwili mijam jednostki pod sztandarem ONZ. To Brytyjczycy. Bez problemów przejeżdżam także przez posterunek turecki. Moje ubezpieczenie na samochód zakupione dzień wcześniej jest ciągle ważne. Po jakimś czasie dojeżdżam do Famagusty. Najpierw staję przy zniewolonym kaktusie. Niestety nie mogę mu pomóc. Chyba nie rozumie, że mam dobre intencje, a miłość ludzko-kaktusia mnie przepełnia. Nastroszył igły i postanowił zostać tam gdzie jest…
Trudno, nie to nie… Wsiadam w autko i jadę zobaczyć stare miasto. Parkuję tuż przy murach miejskich. Wow, to jest to. Kocham takie miejsca, które aż ociekają historią. A Famagusta ma historię. Została założona około roku 274 p.n.e. przez egipskich Ptolemeuszy. Ale my przeskoczymy XV wieków do czasu, gdy Cypr został zalany przez falę uchodźców z podbitego Królestwa Niebieskiego czyli Królestwa Jerozolimskiego, a konkretnie po upadku Akki – ostatniej twierdzy Krzyżowców. Kilka dni temu wróciłem z Izraela i byłem m.in. w Akce. Ale to jest materiał na inną opowieść. Uciekający chrześcijanie znaleźli schroniene w Famaguście, która dzięki nim w krótkim czasie stała się jednym z najbogatszych miast regionu. Władający Cyprem Lusignaniowie zagonili do budowy murów chłopów z całej wyspy. A teraz ja, 700 lat później, zaparkowałem moją białą strzałę na parkingu znajdującym się przy murze. Co by nie powiedzieć, tak się tworzy historię 😀 😀 😀
I choć w samym bastionie w zasadzie nic nie ma, to jednak warto wejść na górę, choćby po to by podziwiać wielkość budowli i panoramę miasta. A mury mają około 15 metrów wysokości i prawie 8 metrów szerokości, a liczą 3,5 km długości. W roku 1376 Famagusta została zajęta przez Genuę, a w 1474, po śmierci ostatniego króla z dynastii Lusignianów, miasto opanowali Wenecjanie. Te obecnie miasta włoskie, były kiedyś potężnymi miastami państwami, mającymi swoje posiadłości lub faktorie na całym wybrzeżu Morza Śródziemnego i nie tylko. Nawet na dalekim Krymie, Włosi, także mieli swoje posiadłości. Swoją drogą to również dzięki polityce miast włoskich nastąpił w pewnej mierze upadek Królestwa Jerozolimskiego. Genueńczycy otoczyli mury napełnianą wodą morską fosą, ale to Wenecjanie podwyższyli je i wzmocnili, i praktycznie prawie niezmienione trwają do dnia dzisiejszego.
W 1570 roku Cypr został zajęty przez Turków i za ich czasów Famagusta straciła militarne znaczenie, a Anglicy, którzy byli w posiadaniu wyspy od roku 1878 do odzyskania niepodległości przez Cypr w roku 1960, osuszyli fosy, by zminimalizować zagrożenie malarią. W 1974 roku miasto ponownie dostało się w ręce tureckie.
Zwracający największą uwagę budynek, to dawna katedra św. Mikołaja, miejsce koronacji królów Cypru od 1298 do 1372 roku, zamieniony na meczet – meczet Mustafy Lali Paszy. Wprawne oko dostrzeże dobudowaną wieżyczkę minaretu, która szpeci piękną gotycką bryłę budynku.
Pokazałem Wam fragment tego miasta, ale chyba najpiękniejszy. Sama Famagusta jest moim zdaniem jednym z najładniejszych miasteczek wyspy. Jeżeli traficie w tamte strony, koniecznie odwiedźcie… A teraz jedziemy do Warosi. Nikt nie potrafił mi wytłumaczyć gdzie to jest. Później okazało się, że budynki te widać z miejskich murów. O ile po greckiej stronie wyspy w miarę dużo ludzi posługuje się językiem angielskim, o tyle po tureckiej są spore problemy z komunikacją. Ale w końcu trafiłem do punktu informacji turystycznej, a po kilku minutach dojechałem do dzielnicy. Ogrodzony teren wzięła we władanie przyroda, choć jeszcze przez długie lata będzie pewnego rodzaju atrakcją turystyczną.
Fotografuję, fotografuję, fotografuję… Do czasu gdy nagle poczułem nieprzyjemne mrowienie w okolicy krzyża. Niedaleko mnie zatrzymał się samochód policyjny i gapią się na mnie. Żeby było jasne, chyba nie zamknęliby mnie za to. Wszyscy fotografują te ruiny. Ale ja je fotografowałem przez teleobiektyw. Na szczęście rozeszło się po kościach i mogłem dalej zająć się dokumentowaniem terenu.
Postanowiłem przejść się kawałek i dojść wgłąb najdalej jak to możliwe. I warto było. Po przejściu jakichś 300 metrów, opadła mi szczęka, gdyż w cieniu dzielnicy odkryłem plażę; i to wcale nie kameralną… A jednak życie jest pełne niespodzianek…
Ponieważ było już po 12 a za 9 godzin miałem samolot do Polski, postanowiłem wracać w stronę Larnaki. Na spokojnie, miałem jeszcze około 7 godzin zapasu. Bez problemu przekroczyłem granicę i zrobiłem sobie postój przy morzu. Był maj, w Polsce jeszcze chłodno, a ja chciałem nacieszyć się cypryjskim słońcem…
Woda miała idealną temperaturę i bez żadnego dyskomfortu można się było kąpać. A od strony morza wybrzeże wyglądało tak…
A jeszcze niżej – tak…
Około 18 zameldowałem się w wypożyczalni. Gdy oddawałem samochód opowiadałem pracownikowi odbierającemu auto, jakie miałem przeboje z ruchem lewostronnym. Śmiał się, ale ponoć to normalka. Wszystkim na początku trudno jest się przestawić :)) Podpisaliśmy dokumenty zwrotu i po chwili byłem na lotnisku, a po 21 mój samolot planowo wystartował…
Ale to był piękny wyjazd…
Około 24 otworzyłem bagażnik mojego samochodu, wrzuciłem rzeczy, po czym wsiadłem za kierownicę. Cholera, gdzie jest ta kierownica??? 🙂
Następnym razem zabiorę Was na Woodstock 2016. A teraz, jeżeli się podobało zostawcie komentarz lub like 🙂
…