Ponieważ mam ostatnio trochę luźniejszy czas, pomyślałem sobie, że nadrobię zaległości na blogu i wrzucę coś z podróży. I dokopałem się do jednego z moich pierwszych wyjazdów… aż 4 lata temu. Lizbona była zawsze moim wielkim marzeniem. Zobaczyć miasto i przejechać się słynnym tramwajem nr 28 🙂 Niestety, nie wiedziałem jeszcze wtedy, iż będę prowadził bloga, a i zdjęć także nie potrafiłem robić. Teraz też nie potrafię, jednak idzie mi trochę lepiej 🙂
Musicie się zadowolić tym co zamieszczę, a najlepiej pojechać do Lizbony samemu, bo miasto jest cudne-cudne…
Gdzieś na kartce napisałem sobie krótką notatkę. A oto i ona…
„A więc stało się. Tak, o to chodziło. Rok polowałem na bilety i udało się. Przez Paryż (lotnisko tanich linii w Beauvais-Tille), czyli z przesiadką, doleciałem do mojego marzenia – do Lizbony. Jest wieczór, cały dzień jestem w drodze. Kupiłem sobie winko, by trochę odstresować się. Jest pięknie…
Dzisiaj rano wstałem kilka minut po 8, zszedłem na śniadanie, a następnie ruszyłem na poszukiwanie przygody…” – koniec. A więc idźmy…
Mieszkam w hostelu Equity Point. Jest czysty (a niech mi – zrobię im darmową reklamę) i położony w dogodnym punkcie miasta – niedaleko stacji metra przy Hard Rock Caffe.
Obok hostelu biegnie najkrótsza chyba linia tramwajowa, zwana również windą – Elevador da Gloria, łącząca dolną i górną część miasta.
Zwróćcie uwagę na te drewniane siedzenia… Winda pośrodku trasy ma mijankę, a kursują od razu dwie: jedna – z góry, a druga – z dołu. Jako ciekawostkę napiszę, że linia została otwarta w roku 1885, a uroczystości tej towarzyszyła prawdziwa biba 🙂 Ludzie jednak są tacy sami, mimo upływających wieków 🙂 Od 2002 roku tramwaj jest narodowym zabytkiem Portugalii.
Górny przystanek Elevador da Gloria położony jest na wysokości 88 metrów przy placu Miradouro São Pedro de Alcântara, z którego roztacza się piękny panoramiczny widok na miasto, zamek i rzekę.
Bairro Alto, czyli Wysoka Dzielnica, położona jest obok placu Miradouro São Pedro de Alcântara, a nazwę zawdzięcza swemu położeniu na szczycie wzgórza. Dawniej mieszkali tu arystokraci i bogaci handlarze z kolonii portugalskich. Obecnie w dzielnicy jest sporo knajpek i słynie z życia nocnego.
Na następny dzień ruszyłem na zwiedzanie miasta, które rozpocząłem od górującego nad miastem Zamku.
Ta górująca nad miastem budowla została wybudowana jeszcze przez Maurów podczas tzw. Kalifatu Kordobańskiego. Tak, tak, kiedyś na większości obszaru Półwyspu Iberyjskiego panował islam, a Kalifat Kordobański należał do najpotężniejszych w świecie muzułmańskim. Co prawda to był inny islam niż ten dzisiejszy – islam, który ocalił dla ludzkości wiele zdobyczy antycznego Rzymu, islam baśni z tysiąca i jednej nocy. Ale to już dywagacje na inny temat. Tak czy tak, mimo że pochód wyznawców proroka na zachód Europy został zatrzymany przez Karola Młota w wielkiej bitwie pod Poitiers w 732 roku, Arabowie jeszcze przez wiele stuleci rządzili na półwyspie, aż do roku 1492, kiedy to upadła ich ostatnia twierdza, znajdująca się na terenie dzisiejszej Hiszpanii – Alhambra.
Na marginesie wspomnę, że miałem okazję kiedyś być w Alhambrze, zachowała się mauretańska zabudowa i, naprawdę jest to jeden z cudów świata. Rozpływałem się z zachwytu. Jeżeli będziecie mieli okazję, jedźcie koniecznie.
Do dzisiejszych rozmiarów zamek został rozbudowany przez chrześcijańskich królów Portugalii.
Zakładamy dobre buty i ruszamy. Po drodze mijamy sklepy z tzw. azulejos – czyli specyficzną dla regionu płytką ceramiczną. Ja również uległem pokusie i zakupiłem płytki z numerem posesji, które do dzisiaj cieszą moje oko i zdobią mój dom.
Po około godzinnej wędrówce docieram do bramy. Przed bramą stoją charakterystyczne dla Lizbony tuk-tuki – czyli skutero-taksówki.
Około dwóch lub trzech godzin niespiesznie kręciłem się po zamku, podziwiając widoki z murów, małą wystawę obrazów i próbując zidentyfikować kolory mieniące się w pawich ogonach. Bo pawie opanowały część zamku i przechadzają się dumnie nie zwracając w ogóle uwagi na mijających ich turystów.
Jako ciekawostkę napiszę, że w Lizbonie jest najdłuższy w Europie most – Most Vasco da Gamy. Liczy on sobie 17,2 km!!! Niestety nie dotarłem do niego.
W Lizbonie na każdym kroku widać symbole świadczące o tym, że jest to kraj chrześcijański. Jednym z nich jest statua Chrystusa Króla. Zlokalizowany po drugim brzegu Tagu pomnik, ma 28 metrów wysokości a osadzony jest na 80 metrowym cokole. Na szczyt budowli można wjechać windą i podobno rozpościera się z niego spektakularny widok na starą Lizbonę.
Ponieważ powoli zaczęło robić się późno, opuściłem teren zamku i udałem się coś zjeść. Będąc zagranicą zawsze staram się jeść lokalne dania i pić lokalne alkohole. I tym razem nie było inaczej; raczyłem się owocami morza, wołowiną i wieprzowiną oraz rybami. Właśnie przed chwilą, pisząc ten artykuł, nalałem sobie kieliszeczek porto i… mogę kontynuować tę opowieść 🙂 Pyszne 🙂
Ten piękny dzień zakończyłem kilkoma kieliszkami porto w małym, prowadzonym przez starszych państwa, lokaliku dla lokalesów. Pyszności ♥ ♥ ♥
Następny dzień poświęciłem na… jazdę tramwajem. Może to się Wam – moi drodzy czytelnicy, wyda dziwne, ale kultowy tramwaj nr 28 był jednym z powodów, dla którego przyjechałem do tego miasta. Ponieważ wykupiłem kartę miejską, a karta obejmowała wszystkie formy transportu (metro, tramwaje i autobusy) oraz wstęp do niektórych muzeów, to nie musiałem sobie żałować tej przyjemności i objechałem całą trasę 2 razy :–))) A jazda wąskimi uliczkami Alfamy (jedna z dzielnic) jest przyjemnością samą w sobie.
Zapraszam do jednego z najsłynniejszych tramwajów na świecie…
Jednak największą atrakcją jest spacer wieczorową porą. Prawie do północy włóczyłem się po zakamarkach na wpół wymarłego miasta. Może to najmądrzejsze nie było, ale tramwaj upolowałem : )))
Ostatni dzień spędziłem na ogólnym zwiedzaniu miasta. Zobaczyłem Pałac Sztyletów, muzeum fado, Panteao Nacional, dotknąłem Tagu, odwiedzałem kościoły i podziwiałem azulejos. Oddychałem tym wspaniałym miastem całym sobą. No to idziemy…
Panteao Nacional mieści się w starym Kościele Santa Engrácia i jest miejscem uhonorowania najwybitniejszych obywateli Portugalii. Na zdjęciu poniżej pokazuję wnętrze Panteonu a przy ścianach znajdują się sarkofagi. O budynku można przeczytać tu.
Co ciekawe, na dach budynku można wejść, a rozpościera się z niego piękna panorama na miasto.
Jeżeli dobrze wpatrzycie się w zdjęcie, to zobaczycie na ostatnim planie zarysy wspomnianego wcześniej Mostu Vasco da Gamy – najdłuższego mostu w Europie.
Nie wiem czy wiecie, ale Portugalia była niegdyś imperium kolonialnym. Afryka, Ameryka Płd, Azja… Język portugalski można było usłyszeć we wszystkich zakątkach świata. Miejscowi mieszkańcy nawracani byli na wiarę chrześcijańską… krzyżem i… mieczem. A władcy portugalscy dbali o swoje kościoły, dzięki czemu my dzisiaj możemy podziwiać ich piękno.
Rzeka Tag jest sercem Lizbony. Będąc w tym mieście nie możemy się na nią nie natknąć.
Plac ten nazywany jest również Placem Pałacowym. Kiedyś stał tu budynek królewskiego Pałacu Ribeira. Pałac został zniszczony podczas potężnego trzęsienia ziemi w roku 1755.
Pojechać do Lizbony i nie posłuchać fado, to tak jak pojechać do Torunia i nie spróbować pierników 🙂
Zawsze mnie rozczula ten widok – suszące się pranie za oknem. I tak jest w całym basenie Morza Śródziemnego. Przypomniało mi się jak kiedyś w Neapolu, czatowałem godzinę aż starsza babcia spuści do sklepu koszyk z listą zakupów (tamtejszy zwyczaj). Lubię te śródziemnomorskie klimaty.
Stare tramwaje w Lizbonie to nie tylko ten słynny – nr 28. Spacerując po mieście napotykamy się na nie co chwila.
Jako ciekawostkę napiszę, że właściwie to nie jest tramwaj, ale winda. Elevador da Bica – czyli – winda Bica.
Winda na powyższym zdjęciu – Elevador do Lavra – jest najstarszym tego typu obiektem w Lizbonie. Została otwarta w 1884 roku, trasa liczy 188 metrów, a nachylenie ponad 23%.
Przejazd jednorazowy kosztował 3 euro 60 centów.
I ostatnia z czterech publicznych wind w Lizbonie – Winda Elevador de Santa Justa. Ta akurat wygląda tak jak sobie wyobrażamy windę. A jej lekko znajomy kształt wynika z tego, że zaprojektował ją uczeń inżyniera Eiffla – twórcy słynnej paryskiej wieży – Raoul Mesnier de Ponsard.
Nie bez kozery napisałem, że warto założyć porządne buty trekingowe. Bo jeżeli nie chcecie korzystać z wind, to czeka Was naprawdę niezły spacer.
Ale warto. Bo dzięki temu poznacie urokliwe i nieodwiedzane przez turystów miejsca…
Na koniec naszej wycieczki chciałbym zwrócić Twoją, Czytelniku, uwagę na wspomniane już przeze mnie „azulejo”. Są to ceramiczne płytki w różnych kolorach, a z płytek tych tworzone są obrazki z życia codziennego, sceny religijne i wiele innych.
Na azulejos możemy natknąć się wszędzie. Są piękne i brzydkie, zadbane i zniszczone, ale niektóre potrafią wywołać prawdziwy efekt „wow”. Wystarczy, że idąc przez miasto będziemy się uważnie rozglądać.
I tu jest koniec naszej wspólnej podróży. Jest jeszcze Lizbona nowoczesna, w metropolii z przyległościami mieszka prawie 3 mln mieszkańców. Ale ponieważ mnie nie interesują nowe osiedla, lecz ta stara urokliwa część, to myślę, że jej charakter – takiej trochę wielkiej wioski, najlepiej odda ostatnie zamieszczone przeze mnie zdjęcie. I napiszę jeszcze, że jest to jedno z najbardziej urokliwych miast jakie w życiu widziałem, a jeżeli tylko będziecie mieli okazję, bez zastanowienia jedźcie…
Przez kilka dni pobytu, na pewno nie widziałem wielu ciekawych miejsc. Ale czyż nie jest to doskonały powód, aby do Lizbony wrócić? 🙂
A ponieważ do Polski leciałem via lotnisko Paryż Beauvais-Tille, to następna relacje będzie z Beauvais, które słynie z…. o tym przeczytacie niedługo 🙂
Jako że sam wyjazd miał miejsce, tak jak napisałem, 4 lata temu, to już za wiele z samego pobytu nie pamiętam. Na szczęście zostały zdjęcia… Napiszcie w komentarzu, jak Wam się widzi Lizbona…
…
[…] Lizbona – miasto marzeń… […]
Comments are closed.