Na następny dzień wstałem o 6 rano, szybko zjadłem śniadanie i o 6.50 jechałem w stronę portu. Zaoszczędziłem godzinę snu, gdyż poprzedniego dnia dowiedziałem się skąd wychodzą promy. Okazało się, że było to tylko kilka minut jazdy. Po około 10 minutach dojechałem na bramkę i po chwili wjeżdżałem na prom. Ferry linii Tallink from Tallinn to Helsinki… Ależ to wielka krowa. Zjada w swoich wnętrznościach dziesiątki pojazdów i ciągle jej mało, i mało. Po chwili ja również znikam w jej wnętrzu…
Powoli dojeżdżam do miejsca postoju. Obok mojej księżniczki stoi kilka innych motocykli przypiętych taśmami do podłogi, a przede mną jakiś gość ustawia swoje bmw-u.
I tak poznałem Andego. Po chwili dowiedziałem się, że Andy właśnie wraca z podróży po Europie, a ostatnie 22 godziny spędził na motocyklu, jadąc aż z Węgier. Chwilę pogadaliśmy, po czym Andy poszedł wziąć prysznic, a ja udałem się na sundeck (najwyższy pokład statku – tzw. słoneczny pokład) zrobić kilka zdjęć.
No dobrze. Dość żartów z króliczkami i innymi zwierzątkami:), idziemy przeczekać trasę. Sam rejs trwa około 2 godziny.
Większość pasażerów spędza czas w barze lub układa się do drzemki na korytarzu. Ja spędziłem ten czas na pokładzie. I warto było. Dzięki temu i Ty – drogi Czytelniku możesz oglądać te zdjęcia:
Z Andym spotkałem się ponownie wyjeżdżając z promu. Stwierdził, że odsapnął trochę i zabiera mnie na krótką wycieczkę dookoła Helsinek.
A wyglądało to tak:
Ruszyliśmy wzdłuż nadbrzeża. Najpierw powoli jak żółw ociężale i potem powoli dalej jak żółw 🙂 Dzisiaj mogę szczerze napisać, że łatwiej zostać przejechanym w Helsinkach przez rower niż przez samochód:)
Helsinki, nazywane również zielonym miastem, nie są dużą metropolią. Przynajmniej w kontekście zabudowy. Dominują niskie, najwyżej kilkupiętrowe budynki.
Jechaliśmy z prędkością spacerową. Kierowcy wykazują się bardzo dużą kulturą jazdy. Być może największą jaką w życiu widziałem, a parę kilometrów na motocyklu już przejechałem. W pewnym momencie Andy zatrzymał się przy zabytkowym rynku, gdzie można zakupić, ale i spróbować tradycyjne fińskie smaki. To Kauppatori… lub Kalatori…
I tu Drogi Czytelniku muszę się do czegoś przyznać. Nie wiem co to za sklep. Przeszukałem trochę źródeł i niestety nie znalazłem nic na ten temat. Z wypowiedzi Andego wynikało, że jest to bardzo stary sklep, być może jeden z najstarszych w Helsinkach.
Zresztą zobaczcie sami:
Jeżeli ktoś coś wie o tym miejscu, to bardzo proszę o wpis w komentarzu.
Mój kolega tak się rozkręcił po tym stwierdzeniu „something to eat”, że zaczął kupować i kupować, i kupować. Zaczęliśmy od ciasteczek, a skończyliśmy na ikrze 🙂 Mniam, mniam – pychota.
Muszę przyznać, że fińska kuchnia całkiem, całkiem smaczna. Na dodatek mało tucząca jak się zdaje i… całkiem przyjemna dla oka 🙂
No, ale dość tych żartów, jedziemy dalej 🙂 Po wyjściu kontynuowaliśmy naszą podróż. Zatrzymywaliśmy się jeszcze kilka razy. Różne budynki pokazywał mi Andy, ich nazw nie pomnę, ale zapamiętałem: wielką cerkiew prawosławną, adekwatnie duży kościół protestancki i największą ponoć w Europie izbę wytrzeźwień 🙂
Tak, tu w Helsinkach ponoć jest największy tego typu przybytek. A mieści się w szpitalu i niedaleko (o ironio) stadionu olimpijskiego 🙂 Nasza wspólna podróż zakończyła się właśnie tam – na terenie Stadionu Olimpijskiego w Helsinkach (fiń. Helsingin olympiastadion). Andy poinformował mnie, że mogę tu zostawić bezpiecznie motocykl, iść zwiedzać miasto i nie muszę się niczego obawiać. Co najwyżej muszę się obawiać, by nie podpaść policji za jakieś przewinienie drogowe, bo mandaty są bardzo wysokie 🙂
Czas na krótką informację z Wikipedii: „Znany jest najbardziej jako główny obiekt Letnich Igrzysk Olimpijskich 1952, został jednak zbudowany z myślą o Letnich Igrzyskach Olimpijskich 1940, które przeniesiono do Helsinek z Tokio, jeszcze przed ich całkowitym odwołaniem ze względu na II wojnę światową. Na stadionie w 1983 roku odbyły się pierwsze w historii mistrzostwa świata w lekkoatletyce. W 2005 obiekt gościł po raz drugi imprezę tej rangi. Stadion był również trzy razy areną lekkoatletycznych mistrzostw Europy – w 1971, 1994 oraz 2012. Stadion Olimpijski jest domowym obiektem reprezentacji Finlandii w piłce nożnej”. Przy stadionie znajduje się wieża, która liczy 72,71 metrów wysokości. A jest tak na cześć wyniku Mattiego Jarvinena, który rzucił oszczepem na tą odległość i dzięki temu wynikowi wygrał w tej dziedzinie igrzyska w Los Angeles w roku 1932. Wieża jest otwarta dla zwiedzających, a wstęp na nią kosztuje 5 euro za osobę. W ostatniej chwili udało mi się nie dopuścić, by Andy znowu zapłacił. Niesamowity gość 🙂 W ogóle, to ostatnio poznani Finowie zburzyli moje stereotypy o tym narodzie. Z opowieści ludzie ci wydawali mi się tacy zimni północnym słońcem, zamknięci w sobie. A tu proszę. Gdy wjechaliśmy na wieżę tajemnica Andy’ego wyjaśniła się:) Okazało się, że jest on Australijczykiem (!), ale 10 lat mieszka w Finlandii, a pracuje w Nokii. Australijczycy są cool – weseli i fajni – lubię.
Na wieży obfotografowałem panoramę Helsinek. Możecie sami stwierdzić, że zabudowa miasta jest niska. Helsinki to chyba dobre miejsce do życia.
Zjechaliśmy na dół i pożegnaliśmy się z Andym. A ja mogę mu tylko życzyć po arabsku: Andy – przyjacielu – niech Twoje owce i wielbłądy rozmnażają się, a Twój ród niech rośnie w siłę i potęgę. Dziękuję, dziękuję i jeszcze raz thank you so much my friend.
Andy pojechał do domu, a ja udałem się na zwiedzanie miasta. Muszę przyznać uczciwie, że Helsinki nie oczarowały mnie tak jak Ryga lub Tallin, ani tak jak norweskie Oslo. Ot fajne, przyjemne do życia miasto. Choć należy wziąć poprawkę na to, że byłem w nim tylko jeden dzień. Na zdjęciach pokażę najciekawsze obiekty, jakie udało mi się zobaczyć.
Zwróćcie uwagę na pomnik przed kościołem. To Aleksander II – imperator rosyjski. U nas wrzucony do jednego kotła ze zdrajcami ojczyzny (powstanie w 1863 roku), a na Finlandii poważany za zrównanie języka fińskiego w prawach z językiem rosyjskim…
Tak ogólnie, mimo, że to blog turystyczny, napiszę coś. Jeżeli idzie o politykę międzynarodową to jesteśmy beznadziejni… Stwierdzam to zupełnie beznamiętnie i tego proszę nie komentować…
Przy nadbrzeżu jest następne miejsce, które – you must see, czyli prawdziwe Kalpatori – targ nadbrzeżny…
Przez Helsinki przepływa, a właściwie kończy swój bieg rzeka. Vantaa ma tylko 99 km, ale przy ujściu całkiem pokaźnie rozlewa się.
Niedaleko znalazłem polski akcent, a także „miłość po fińsku”…
Ostatnim miejscem, jakie zwiedziłem w Helsinkach, jest zbudowany z szarego granitu kościół w Kalio. No lubię te kościoły oglądać… i już 🙂
Powoli zbliżał się czas powrotu. Prom nie będzie czekał… Ostatnim miejscem, które chcę Wam pokazać jest… izba wytrzeźwień. Tak, tak – ta największa w Europie. A wygląda zupełnie niepozornie:)
2 godziny przed odpłynięciem promu wsiadłem na motocykl i ruszyłem w stronę promowni. Oczywiście zgubiłem się i ledwo, ledwo zdążyłem. No, ale to jest materiał na następny artykuł 🙂 Na szczęście zdążyłem, choć adrenalina krążyła w moich żyłach na full. Dwie godziny trwała droga powrotna do Tallina, ale czas się nie dłużył, gdyż piękne widoki zachodzącego słońca, aż zapierały dech w piersiach. O 9 wieczorem byłem z powrotem w moim hostelu w Tallinie.
A tak wygląda rejs z powrotem do Tallina:
Krótkie podsumowanie. Na pewno warto udać się do Helsinek. Najlepsza opcja i chyba najtańsza, to popłynąć promem i zabrać rowery. Dzięki temu można szybko i komfortowo zwiedzić całe miasto. Ja pojechałem na motocyklu. Ale nie żałuję, przecież dzięki temu poznałem Andego 🙂
Podobało się? Zapisz się do newslettera. Dzięki temu nie ominie Cię żaden nowy artykuł na blogu….
……….
Piękne zdjęcia, ciekawe komentarze, miło się czyta i…ogląda. Pozdrawiam
[…] portu z którego odpływają promy do Helsinek jest kilka minut […]
Gdyby politycy zamiast lania wody ,mydlili by mi oczy tak urzekającymi zdjęciami i ciekawym komentarzem-sklonna byłabym wybaczyć im nie jedną głupotę 😉 Proszę tak dalej nas czarować,zdjęciami,opisami i zawsze tak serdecznie pogodną „facjatą”. .. Lekcje „takowej”geografi z Panem to samiutka przyjemność- promocja nauki i -w kwestii pogoni za króliczkiem-kobiecych wdzięków 😉 Pozdrawiam cieplutko ,jeszcze przed wyjazdowo.
Obiecuję, że będę czarował i czarował 🙂
To musiała być super podróż, w Finlandii nigdy nie byłam, niestety. Liczę jednak na to, że kiedyś to się zmieni. Jeżeli chodzi o rejs promem, to ja również zawsze wolę płynąc na pokładzie. Nie rozumiem osób, które wolą przespać całą drogę. Pozdrawiam
Część tych ludzi płynie w interesach lub w pracy. Ale będąc turystą tylko na pokładzie 🙂
A podróże motocyklowe to jest to 🙂
Już wiem jak się nazywa stara hala targowa. Jest to: Vanha Kauppahalli, czyli Stara Hala Targowa. A spróbować podobno w niej można również mięsa renifera i niedźwiedzia.
Comments are closed.