Dzisiaj jest kolejna rocznica Bitwy pod Grunwaldem. A tak było rok temu…

0
607

 

Dzisiaj jest kolejna rocznica Bitwy pod Grunwaldem. A tak było rok temu…

Dzisiaj 15 lipca 2015 roku przypada kolejna rocznica największej średniowiecznej bitwy. Sześćset pięć lat temu na polach pod Grunwaldem spotkały się potężne armie – Królestwa Polskiego i Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie potocznie zwanych Krzyżakami. Ponieważ po stronie polskiej uczestniczyli Polacy, Litwini, Mołdawianie, Rusini, Czesi i nawet Tatarzy, a po stronie krzyżackiej, oprócz Niemców, kwiat rycerstwa zachodnioeuropejskiego; nie będzie chyba nadużyciem, gdy napiszę, że była to wojna światowa – na miarę tamtejszego świata.
Od wielu lat corocznie organizowana jest inscenizacja bitwy, a w tej inscenizacji podobnie jak kilka stuleci temu, uczestniczą rycerze z całej Europy. A tak było rok temu…

Grunwald A.D. 2014

W piątek przypomniałem sobie, że w sobotę jest 15 lipca, a to znaczy, że jest kolejna rocznica bitwy pod Grunwaldem. Jest kilka rzeczy w życiu prawdziwego mężczyzny, które powinien zrobić, a jedną z nich jest zobaczenie inscenizacji największej bitwy średniowiecza. To nieco ponad 600 lat temu, 15 lipca 1410 roku, na polach między Stębarkiem i Grunwaldem, wojska polskie wspomagane przez pogańskich jeszcze częściowo Litwinów oraz Węgrów, Czechów, a także przybyłych z dalekiego Krymu Tatarów, rozgromiły kwiat rycerstwa Europejskiego – rycerzy Zakonu Najświętszej Marii Panny – zwanych Krzyżakami i wspomagających ich awanturników z całej Europy – Bungurdów, Longobardów, Francuzów, Aragończyków, Anglików i innych. Dzięki temu możemy, co roku oglądać hufce rycerskie odtwarzające krwawe zmagania. Wstałem rano i nie spiesząc się zjadłem śniadanie, a następnie zapakowałem mój plecak ze sprzętem fotograficznym i kilkoma niezbędnymi drobiazgami, ustawiłem gps-a, wsiadłem na motocykl i „hajda na Krzyżaków”. Trochę mnie zdziwiły wskazania nawigacji, która pokazała trasę przez Łódź i tylko 245 km zamiast 300 km, ale nie ma, co wnikać w szczegóły, zwłaszcza, że moje drugie oczy – okulary – zapakowane zostały głęboko w sakwach, dobra nasza – jedziemy. Humor mi dopisywał, a i pogoda była całkiem dobra, a więc naprzód. Do Łodzi dojechałem szybko, nawet bardzo szybko :). Niestety przed Łodzią zaczęło kropić, a za Łodzią rozpadało się na dobre. Temperatura spadła do 17 stopni, ale to nic – moje ciuchy motocyklowe są dobrej jakości i nie w takich warunkach już jeździłem. Niestety po półtorej godzinie jazdy w strugach deszczu zdradliwe strumyki wody zaczęły zaglądać mi pod koszulę. Na szczęście mam mój niezawodny motocyklowy kombinezon przeciwdeszczowy – zwany w żargonie motocyklowym „kondonem”. Zatrzymuję się i lekko szczękając zębami wyciągam go z kufra. Stary, bo już kilkuletni, przeżył ze mną potężne ulewy i nigdy mnie nie zawiódł. Aż do dzisiaj – rozerwał się podczas zakładania. O cholera! Zaciskam zęby i jadę dalej. Zaczyna mi się wydawać, że w 99%% składam się z wody :). Według wskazań gps-a do celu zostało mi tylko 50 km. W końcu dojeżdżam… do osiedla Grunwald 2 w Nowym Mieście Lubawskim  :-). Takie cuda to chyba tylko mnie się zdarzają :-). Do Warszawy przez Kraków – to moja specjalność :). Tankuję paliwo i nastawiam mapę na Stębark. Do właściwego celu zostało mi jeszcze około 70 km. Tragedii nie ma. Drogi również za bardzo nie nadłożyłem. Po godzinie dojeżdżam na miejsce bitwy i parkuję na jednym z parkingów. Przy okazji o mało nie zaliczam gleby parkingowej na wszechotaczającym bardzo śliskim błocie, ledwie się udało. Parkuję, wyciągam aparat, narzucam pelerynę przeciwdeszczową i pędzę na miejsce inscenizacji. Już jest kilka minut po piętnastej, a więc bitwa się zaczęła. Z daleka dobiega mnie huk wystrzałów. Udało się, jestem.

Z daleka było słychać odgłosy samopałów tudzież innej broni palnej.
Z daleka było słychać odgłosy samopałów tudzież innej broni palnej.
Jednak królowali łucznicy. W powietrzu latały dziesiątki strzał.
Jednak królowali łucznicy. W powietrzu latały dziesiątki strzał i innych pocisków.
Rycerze pod chorągwią Orła Białego.
Rycerze pod chorągwią Orła Białego.
Od czarnego krzyża na płaszczu potocznie nazywani Krzyżakami.
Od czarnego krzyża na płaszczu potocznie nazywani Krzyżakami.
Mrocznie i groźnie.
Mrocznie i groźnie.
Zaciężna piechota.
Zaciężna piechota.
Wielki Mistrz Ulrich von Jungingen. Na tym polu bitewny spotkał swój kres.
Wielki Mistrz Ulrich von Jungingen. Na tym polu bitewnym spotkał swój kres.
Krzyżacka szarża.
Krzyżacka szarża.
Pierwsze, bardzo prymitywne jeszcze działa, pełniły rolę psychologiczną i nie osiągnęły żadnego praktycznego efektu w tej bitwie.
Pierwsze, bardzo prymitywne jeszcze działa, pełniły rolę psychologiczną i nie osiągnęły żadnego praktycznego efektu w tej bitwie.

Obserwuję zmagania rycerzy i knechtów, łuczników wypuszczających co chwila salwę specjalnie zabezpieczonych strzał. Nieśmiało zerkam na obserwujące zmagania, ubrane w historyczne stroje białogłowy. Gdzie jest Jagienka? 😛 Wtapiam się w otoczenie, oddycham historią. W takich chwilach zapominam o wysiłku, który należy ponieść, by spełnić swoje pasje.

Czy to jest Jagienka?
Czy to jest Jagienka?
A może któraś z nich?
A może któraś z nich?

Po jakimś czasie wielki mistrz ginie i bitwa się kończy. Następuje ogłoszenie triumfu, a następnie ogólne zmartwychwstanie i prezentacja walczących. W walkach oprócz rycerzy z Polski regularnie uczestniczą obywatele innych państw. Fotografuję wracających z pola wojaków i na twarzy wielu z nich widać autentyczne zmęczenie. Nie wiem, ile może ważyć zbroja, ale można sobie wyobrazić jak zmęczeni byli walczący w prawdziwej walce.

Po bitwie.
Po bitwie.
Na wielu twarzach widać autentyczne zmęczenie.
Na wielu twarzach widać autentyczne zmęczenie.

Przechodzę jeszcze przez szpaler stoisk, oferujących różne historyczne i współczesne gadżety, a następnie wypijam gorącą herbatę.

Jedno ze stoisk.
Jedno ze stoisk.
Komuś miecz?
Komuś miecz?
A może wina?
A może wina?
Nie zabrakło krzyżackich obserwatorów z ramienia... UE ;)
Nie zabrakło krzyżackich obserwatorów z ramienia… UE 😉

Jest godzina siedemnasta, gdy odpalam moją księżniczkę (motocykl). Przede mną ponad 300 km drogi powrotnej. Tym razem jadę przez Mławę i Skierniewice. Na szczęście deszcz, co najwyżej kropi, co pozwala mi w miarę sprawnie przemieszczać się. Około godziny 21 jestem nieopodal Piotrkowa, w miejscowości Polichno. Zatrzymuję się i podziwiam niesamowity zachód słońca. Chyba aniołowie mają konkurs plastyczny. Robię kilka zdjęć, wsiadam na motocykl i kilka minut po 9 wieczorem jestem w domu. To był piękny dzień…

Piękny zachód słońca na koniec pięknego dnia :)
Piękny zachód słońca na koniec pięknego dnia 🙂

Tak jak napisałem na początku wpisu, inscenizacja Bitwy pod Grunwaldem jest widowiskiem, które każdy z nas powinien choć raz zobaczyć, do czego Was serdecznie  Drodzy Czytelnicy zachęcam.

Na koniec króciutki filmik i do zobaczenia / przeczytania na blogu…