Czy da się popłynąć kajakiem z Piotrkowa do Warszawy? Część 2

3
238
Czy da się popłynąć kajakiem z Piotrkowa do Warszawy? Część 2

Pierwszą część wyprawy zakończyliśmy na Tajemniczej Wyspie, leżącej gdzieś w otchłaniach Pilicy. No nie, tak groźnie nie było:) Nie było również Kapitana Nemo i jego łodzi Nautilus. Wyspa jednak była bardzo przyjemna i na następny dzień szczerze żałowałem, że nie mogę na niej zostać jeszcze ze 2 dni, oczywiście z grillem i odpowiednim zapasem zimnego piwa… 🙂

Dzień 4

Rankiem następnego dnia wykonałem rutynowe czynności – czyli toaleta, śniadanie i pakowanie. Zajęło mi to około jednej godziny. Wszystko mnie pobolewa. Mam bardzo spieczony kark i ręce. Tego nie przewidziałem, że czerwcowe słońce może tak mocno przypiec. Zakładam koszulkę z długim rękawem, a na szyję majstruję sobie prowizoryczna osłonę z ręcznika turystycznego. Po godzinie spędzonych na tych wszystkich zabiegach. siedzę w kajaku i płynę przez odmęty Pilicy.

Dzień 4 - startuję.
Dzień 4 – startuję.
Jeden z wielu urokliwych domków nad rzeką.
Jeden z wielu urokliwych domków nad rzeką.

Co jakiś czas mijam urokliwe domki, często położone tuż na rzeką. Tak sobie myślę, że powiedzenie „cudze chwalicie, swego nie znacie” jest cały czas aktualne.
Mijane budynki to zazwyczaj drewniane działki letniskowe, ale zdarzają się również całoroczne, jak to się mówi – full wypas budowle.
Straciłem zupełnie orientację w terenie. Wiem, że gdzieś jestem, ale nie mogę zlokalizować gdzie. Nie chcę włączać mapy w telefonie, gdyż nie zabrałem żadnego banku energii, a nie chciałbym stracić możliwości ewentualnego kontaktu telefonicznego. Co jakiś czas pytam się miejscowych, czy daleko jeszcze do Wisły. Odpowiedzi są różne. A to 40 km, a to 80 km 🙂 No taka mała różnica. W końcu postanowiłem zdać się na los, ale założyłem, że tę noc spędzę jeszcze na Pilicy.
Zaczyna robić się bardzo gorąco. Po raz pierwszy uprzykrzają mi rejs stada namolnych muszek. Tak poza tym nic się nie dzieje. Jedynym urozmaiceniem są mijane co jakiś czas mosty. Koło jednego z tych mostów pierwszy raz mijam małą motorówkę, której sternik zwiększa obroty i kieruje się wprost na mnie. Trochę się zaniepokoiłem, gdy był już kilkanaście metrów przede mną. Głośno krzyczę: elo, a oczka to masz człowieku? Wszystko w porządku, krzyczy mijając mnie o około 3 metry. Mój kajak tańczy na wodzie, a ja myślę sobie, że głupców nie sieją, sami się rodzą.
Zdarzyła mi się jeszcze jedna niespodzianka. Moje kilkuletnie już buty kajakowe, postanowiły zaprotestować i rozsypały się. A dokładnie to puścił zgrzew, co pozwoliło wyjrzeć na świat dzienny palcom 🙂

Mijam jedną z wysp, a na pierwszym planie moje buty „z wywietrznikami” :)
Mijam jedną z wysp, a na pierwszym planie moje buty „z wywietrznikami” 🙂
Jeden z mijanych mostów szczególnie mnie zaintrygował...
Jeden z mijanych mostów szczególnie mnie zaintrygował…
Zdecydowanie nie nadawał się do użytku...
Zdecydowanie nie nadawał się do użytku…
Za mostem zobaczyłem bardzo rzadkie zjawisko na Pilicy - tratwę.
Za mostem zobaczyłem bardzo rzadkie zjawisko na Pilicy – tratwę.

Niedługo dopłynąłem do Białaczowa i tu po raz kolejny napotkałem motorówkę. Jednak tym razem na mój widok sternik zredukował obroty i bardzo powoli przepłynął obok mnie. Można jednak wykazać się myśleniem? Można.

W okolicach Białaczowa.
W okolicach Białaczowa.
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Dla nich to już koniec spływu.
Fajny i niedrogi sposób spędzania wolnego czasu.
Fajny i niedrogi sposób spędzania wolnego czasu.

Jest godzina 19, a ja ja jestem gdzieś, nie wiem gdzie. Szacuję, że znajduję się jeszcze około 20 kilometrów przed ujściem, a do Warszawy mam około 80. Mijam kilka ładnych domów jednorodzinnych, a jakiś kilometr dalej duży plac otoczony prowizorycznym płotem. Tu postanowiłem się zatrzymać. Po rozbiciu namiotu robię sobie selfie. Ups, gps w aparacie chyba zwariował. Wyświetla mi informację, że znajduję się w wypożyczalni kajaków…
Już o tym aparacie wzmiankowałem. Jest to Olympus TG2 – z serii twardzieli. Wytrzymuje upadek z wysokości 2 metrów, zanurzenie do 15 metrów. Poza tym charakteryzuje się bardzo wytrzymałą baterią. Posiada wifi i moduł gps. Co ciekawe moduł działa nie tylko w Polsce. Na razie empirycznie sprawdziłem, że wyświetla lokalizację również we Włoszech i w Azji. Jedyną jego zasadniczą wadą jest to, że nie robi zdjęć w trybie rav… Ale jako aparat na wczasy i inne turystyczne wypady, nadaje się doskonale. No i jest niewielki, i mało waży, co czasem ma znaczenie…

Minąłem urokliwe osiedle willowe...
Minąłem urokliwe osiedle willowe…
Selfie... w wypożyczalni kajaków...
Selfie… w wypożyczalni kajaków…
Zmierzch
Zmierzch.

Szybko zapada zmierzch i udaję się na spoczynek. Budzę się, a właściwie budzą mnie odgłosy nocy. Jest około trzeciej nad ranem. I och, i ach… Tylko dla takiego widoku warto jest popłynąć na taką wyprawę. Ostatnim obrazem, który zamieszczę w relacji z tej wyprawy, będzie krótki filmik. Zapraszam, warto tych kilka minut poświęcić, by go obejrzeć. Po raz kolejny jestem oczarowany. Robię kilka zdjęć mgły wstającej znad wody. Żałuję, że nie mam lustrzanki. Ale moja lustrzanka raczej nie nadaje się na takie wyprawy…

Mgły nad rzeką...
Mgły nad rzeką…
...tworzą tajemniczy...
…tworzą tajemniczy…
...i piękny widok.
…i piękny widok.

Dzień 5

Rano zbieram się szybciej niż zwykle. Powodem są niezwykle namolne, by nie napisać dosadniej, owady. Szybko płynę przed siebie, machając wiosłem w ustalonym rytmie – minuta wiosłowania i minuta odpoczynku. Rzeka wije się wzdłuż łąk i bagnistych lasów. W którymś momencie nie wytrzymuję. Staję na piaszczystej łasze i robię sobie kilkuminutową kąpiel. Uff i już lepiej…
Dzień był bardzo gorący. Otaczająca mnie przyroda aż pulsowała… Być może od tego upału wszystko kipiało miłością… 🙂 Kaczki miłośnie prowadziły swoje młode, perkozy zrywały się do lotu, a bociany w parach kołowały nad moją głową. Nad wodą szalał świat owadów. Dookoła latały złączone w miłosnym uścisku pary ważek. Jedna z ważek zafascynowała się moim kajakiem do tego stopnia, że przez 10 minut próbowała z nim wejść w pewną interakcję 🙂 Co kajak na te zaloty? – nie wiem… 🙂 Cały czas małe meszki próbowały miłośnie wejść do mojego nosa i uszu, doprowadzając mnie całkiem skutecznie, choć niemiłośnie do szału. Z tej miłości to już byłem całkiem poddenerwowany i przypomniała mi się historia o wymarzonym domku w górach… 🙂 – http://www.cda.pl/video/165237cf 🙂

Ważki latały miłośnie złączone...
Ważki latały miłośnie złączone…
Zalotne mewy...
Zalotne mewy…
Ujeżdżanie koni na plaży.
Ujeżdżanie koni na plaży.

W którymś momencie po lewej stronie minąłem Bar pod Kajakiem. Postanowiłem zatrzymać się, by kupić wodę.Niestety pani sprzedawczyni nie miała wody w baniakach 5 litrowych, ale pozwoliła mi nalać wody „kranówy”, za co publicznie dziękuję i serdecznie polecam ten bar. Zamówiłem sobie piwo z sokiem – i znów ten „boski” smak. Jednocześnie dowiedziałem się, że do ujścia rzeki mam dokładnie 20 km. Przez następne 2 godziny płynąłem równym tempem. Byłem już bardzo bardzo blisko Wisły, gdy znowu minęło mnie dwóch „idiotów” w motorówce. Tym razem porządnie mną zabujało… Bezmózgi niestety póki co są górą… Co jakiś czas widziałem na niebie powoli zniżające się samoloty pasażerskie. No tak, przecież to tylko kilkadziesiąt kilometrów do lotniska im. Chopina w Warszawie. W którymś momencie usłyszałem od wędkarzy, że za chwilę minę most, za nim znajduje się ujście Pilicy do Wisły.

I jest most, a w chwilę później widzę wystające z wody jakieś kępy…

Tak wyglądają "idioci".
Tak wyglądają „idioci”.
Jeszcze na Pilicy.
Jeszcze na Pilicy.
Wisła.
Wisła.

A za kępami zaczyna się Wisła. Przyznam, że jak wpłynąłem na Wisłę, to serce we mnie na chwilę zamarło. Nigdy jeszcze nie kajakowałem na tak wielkiej rzece. Kajak rozbujał się, a ja zacząłem pospiesznie napierać na wiosło, by schronić się w bezpiecznym zaciszu brzegu. Całe szczęście była piękna pogoda, sztorm na Wiśle może być z perspektywy małej łódki traumatycznym przeżyciem…
Około dwie godziny płynąłem już nurtem Królowej Polskich Rzek, gdy postanowiłem zatrzymać się na nocleg. Najwygodniej byłoby zatrzymać się na którejś z piaszczystych wysp. Jednak miałem małe obiekcje. Nie wiem, o ile (ewentualnie) może podnieść się stan wody. W końcu wybrałem miejsce na wysokim brzegu. Po krótkim rekonesansie stwierdziłem, że to też nie to. Czy zauważyłeś drogi Czytelniku, że niektóre miejsca mają jakby złą aurę? Po namyśle postanowiłem rozbić się po drugiej stronie rzeki. Zaczął już zapadać wieczór, gdy dobiłem do brzegu…

Nocleg na Wiśle...
Nocleg na Wiśle…
...cokolwiek dziwne miejsce... :)
…cokolwiek dziwne miejsce… 🙂

Muszę napisać uczciwie, że w takim dziwnym miejscu chyba pod namiotem jeszcze nie spałem. Otoczony chaszczami, na skarpie, na którą musiałem wciągnąć kajak. Z tego wszystkiego nawet nie założyłem plandeki przeciwdeszczowej na namiot, licząc na to, że deszczu nie będzie. Szybko zjadłem kolację i zapadłem w sen. Najdziwniejsze, że to był najspokojniejszy sen podczas całej wyprawy. Może sprawiły to świerszcze, cykające tuż przy uchu… 🙂

Noc na Wiśle.
Noc na Wiśle.

Dzień 6

Obudziłem się wczesnym rankiem wypoczęty i w doskonałym humorze. Spakowałem kajak na skarpie, a następnie spuściłem go za pomocą linki. Nie wiem ile kilometrów było do Warszawy. Wiosłowałem uczciwie około 6 godzin, gdy zobaczyłem kominy elektrowni Siekierki. Płynąłem wzdłuż wysp, rezerwatów przyrody, osiedli mieszkalnych. Mijałem wędkarzy, łodzie, prom, statki wybierające piach. Piękna jest Wisła, ale jednak nie tak przyjazna dla kajakarzy jak Pilica. Co ciekawe kilka razy wpadłem na tak duże wypłycenia, że musiałem przeciągać kajak. Na Wiśle jednak radzę uważać. jeden krok i możemy z płycizny wpaść w kilkumetrowy dół. Trochę popsuła się aura. Ten ostatni dzień był chłodniejszy. Pierwszy raz płynąłem w bluzie dresowej. Na szczęście nie padało, a tylko od czasu do czasu kropił mały deszczyk. W którymś momencie zobaczyłem centrum. Niczym Manhattan, wyłaniało się z widnokręgu, a najbardziej charakterystycznym budynkiem jest… Pałac Kultury i Nauki oczywiście 🙂

Mijałem pogłębiarki...
Mijałem pogłębiarki…
...rezerwaty przyrody...
…rezerwaty przyrody…
...wyspy...
…wyspy…
...wypłycenia.
…wypłycenia.
Ujęcie wody, a na drugim planie centrum Warszawy.
Ujęcie wody, a na drugim planie centrum Warszawy.

I to już koniec naszej wspólnej wycieczki. Za drugim mostem, obecnie remontowanym po pożarze moście Łazienkowskim, umówiłem się z kolegą, który miał mnie zawieźć do domu.
Ta wyprawa była wspaniałym przeżyciem, które polecam każdemu.

———————————————————————————————————————–
Podczas tego spływu nie zostawiłem nigdzie nawet grama śmieci. Wszystko zostało posegregowane, a po powrocie do domu, wrzucone do odpowiednich pojemników.

Dlaczego o tym napisałem? Jest to bardzo ważne. Jeżeli będziemy dbać o otaczające nas środowisko, to będzie ono przez długie lata będzie cieszyć nasze oczy, a potem naszych dzieci i wnuków…
———————————————————————————————————————–

Na zakończenie krótki, kilkuminutowy film z wyprawy.

Drogi Czytelniku. Dotrwałeś do końca tej długiej opowieści. Na zakończenie wstawiam moją check-listę rzeczy, które powinny zostać zabrane na taką wyprawę:

  1. kajak + wiosła + ewent kamizelkę
  2. czapkę
  3. saperkę
  4. śpiwór
  5. namiot
  6. karimatę
  7. czołówka
  8. peleryna przeciwdeszczowa
  9. swetry
  10. kąpielówki
  11. ręcznik
  12. przybory czystości
  13. anty-komar
  14. cieplejsze ubranie
  15. okulary słoneczne
  16. okulary do czytania
  17. czapka bejsbolówka
  18. jedzenie (woda mineralna, zupki i słoiki)
  19. wędka
  20. zapalniczka
  21. dresy
  22. nóż finka
  23. papier toaletowy
  24. klapki
  25. obuwie na kajak
  26. aparat fotograficzny
  27. kajak
  28. wiosło
  29. menażka
  30. plecak
  31. dokumenty
  32. pieniądze
  33. kuchenka
  34. linka
    ————————–

3 KOMENTARZE

Comments are closed.