Dzień 1
Jak zwykle nie mogę się zebrać. Rankiem załatwiam sprawę urzędową, a po powrocie do domu niespiesznie pakuję bagaż. Wyruszam około 12 i kieruję się w stronę Warszawy, gdzie muszę zrobić kilkuminutowy postój, by załatwić służbową sprawę. Szybko dojeżdżam do stolicy i po chwili kieruję się na Suwałki. Muszę przyznać, że coraz lepiej jeździ mi się po naszym kraju. Udaje mi się utrzymać przeciętną prędkość w granicach 100 km/h. W Suwałkach dzwonię do do znajomego z fb kolegi i proponuję kawę. Niestety Maciek jest gdzieś poza miastem, a więc piję kawę sam i po chwili jadę dalej – kierunek na Wilno. Po około pół godziny dojeżdżam do przejścia drogowego z Litwą, gdzie postanawiam się zatrzymać. Jestem samowystarczalny – mam namiot, karimatę i śpiwór. Skręcam w ostatnią szutrową drogę przed granicą i po chwili dojeżdżam do jakiegoś gospodarstwa. Pytam grzecznie krzątającej się w obejściu kobieciny, czy można gdzieś tu przenocować. Babka odpowiada (a raczej odburkuje), że tu to nie, ale dalej są opuszczone domy. Dobra – jadę. Jest około 19.30, gdy rozbijam namiot obok starej opuszczonej chałupy. Jedynymi moimi sąsiadami są wrony. Nie podoba im się bardzo moje towarzystwo, gdyż pokrzykują na mnie, a nawet w nocy skradają się koło mojego namiotu, kilka razy przyprawiając mnie o żywsze bicie serca 🙂 Ale zwierząt się nie boję. My ludzie powinniśmy obawiać się tylko innych ludzi.
Dzień 2
Rankiem myję zęby, pakuję dobytek i ruszam. Jak zawsze wszystkie śmieci pakuję do worka, by wyrzucić je w odpowiednim do tego miejscu. Obojętne kim się czujesz – wagabundą, podróżnikiem czy turystą – pamiętaj, by nie zostawiać śmieci po sobie. Spałem prawie na samej granicy – może 500 lub 1000 metrów od niej. Po dojechaniu na przejście robię krótki postój, kupuję wodę mineralną. Dzisiaj planuję dojechać za Rygę. Mimo wczesnej pory jest niemiłosiernie gorąco – 28 C, a to dopiero parę minut po 8. Sprawdzam bagaż i wrzucam odpowiednią mapę do mapnika. Niestety w gps-ie nie mam krajów bałtyckich. Ale drogę mam nieskomplikowaną, i mimo że nie mam zbytnich zdolności w jeżdżeniu na mapę, nie spodziewam się większych trudności. Kierunek Ryga, a następnie na Tallin. W którymś momencie gdzieś na Litwie wyprzedza mnie dwóch Finów, a po chwili przyłączam się do nich i już razem kontynuujemy podróż.
Zatrzymaliśmy się na stacji przed Rygą, gdzie zamierzali nocować, chwilę pogadaliśmy, po czym chłopaki pojechali dalej, a ja zacząłem naprawiać szwankującą kamerkę gopro. Po 30 minutach ruszyłem w dalszą drogę, postanawiając dojechać jak najdalej. Około 100 km za Rygą zaczął kropić deszcz. Według mapy jechałem wzdłuż wybrzeża. Zobaczyłem znak „kemping 800 m” i postanowiłem na nim przenocować. Przejechałem boczną drogą ponad 2 km, a kempingu ani widu. Trudno, wracam. W którymś momencie zobaczyłem starszego mężczyznę krzątającego się przy swoim domu. Zatrzymałem się i zapytałem czy nie wie, gdzie jest jakiś kemping. Pokazuje mi kierunek, z którego przyjechałem i informuje, że to około 5 km 🙂 Pytam się, czy mogę u niego rozbić namiot. Mówi, że nie ma problemu. Rozmawiamy łamanym angielskim, posiłkując się rosyjskim. Przydaje mi się teraz nauka tego języka 😉 Język rosyjski to taka lingua franca terenów byłego Związku Radzieckiego.
Mój gospodarz ma na imię Ajwas. Proponuje, bym motocykl schował do szopy, z czego skwapliwie korzystam. I dobrze, gdyż w nocy była potężna ulewa. Ajwas na co dzień mieszka w Rydze, ale na lato przeprowadza się tu – na wieś, do domu, który odziedziczył po rodzicach. Chwilowo jest sam, ale jutro mają do niego dojechać dzieci i wnuki. W którymś momencie pyta mnie, czy nie mam ochoty na banię? Bania to taka wschodnia odmiana sauny. Bania to rytuał, a on korzysta z niej codziennie.
Ajwas tłumaczy mi, że u nich dawniej banię stawiało się przy domu. Jego chałupa ma 90 lat i bania również tyle lat sobie liczy. To było mniej więcej tak: „słuszaj Miroslaw, u nas kak nie ma bani, to tak kakby doma nie było”. Zrozumiałe, prawda?
Oczywiście, że mam ochotę. I napiszę Wam – eh, co to była za bania. Najpierw polewaliśmy się gorącą wodą, potem zostałem wychłostany brzozowymi witkami. Gdy już się dogrzałem, wyszedłem na zewnątrz i wskoczyłem do lodowatego strumienia. Czułem jak moja skóra regeneruje się po dwóch dniach jazdy, nawet nie w upale, a w ukropie.
I jeszcze raz, i jeszcze. Na koniec polewaliśmy całe ciało na przemian ciepłą i zimną wodą. Byłem już w bani, byłem w saunie, w tureckich hamanach, w kilku ośrodkach spa, ale takiej przyjemności nie przeżyłem chyba jeszcze. Do pełni szczęścia brakowało mi co najwyżej ćwiartki lodowatej wódki i… A, poprzestańmy na wódce 😉
Po tym zabiegu, nie, właściwszym słowem będzie – po tym ceremoniale, ucięliśmy sobie pogawędkę przy filiżance mięty. Ajwas opowiadał mi trochę o sobie, a ja o sobie. Ajwas ma 77 lat już, ale dalej jest w formie. Dzięki przyjacielu. Chciałbym, by tacy ludzie jak Ty na kamieniu się rodzili. To był wspaniały dzień.
Dzień 3
Rankiem kierunek Tallin. Zatrzymałem się na stacji – trzeba zjeść choćby hotdoga i skorzystać z toalety. Stoję sobie koło motocykla, a tu idzie para – tak na oko tuż po trzydziestce. Rozmawiają po polsku. Patrzą na motocykl, rejestrację, na mnie, po czym mijają mnie bez słowa. Czy powiedzieć „dzień dobry” to taki duży wysiłek? Skąd się takie „buraki” w naszym narodzie biorą? W tym momencie podjeżdżają moim znajomi Finowie. Przybijamy piątkę i następne 100 kilometrów jedziemy razem, po czym już samotnie kontynuuję jazdę do Tallina. Po południu jestem w moim punkcie docelowym i załapuję się jeszcze na wieczorny spacer. Już na pierwszy rzut oka widać jakie to piękne miasto.
Około 12 w nocy idę spać. Na następny dzień muszę wcześnie wstać, a o 6 rano planuję wyjechać, by zdążyć na poranny prom do Helsinek.
Podobało się? Zostaw komentarz lub udostępnij.
——
WIADOMOŚĆ WYKASOWANA – SPAM
Odzyskiwanie danych z dysku po upadku Łódź
Pozazdrościć
Nie zazdrościć, tylko jechać (y)
Ciekawe teksty i zdjęcia
Dziękuję. Naprawdę bardzo mi miło. Chyba trochę łasy na komplementy jestem 🙂 Pozdrawiam Cię Mirko.
no i zaden „Anonymous” …tylko Radek:)
no pisz dalej Miras…bo to jak „sex przerywany” 😉
Hehe – sex przerywany. Robi się fajnie na blogu 🙂
sory za te kawe, będę o tym pamiętać… btw. jak Suwałki się podobali 😀
Przez Suwałki Maciek to ja przeleciałem. Kawka i hotdog na stacji, i tyle. Ale okolice Suwałk znam, kiedyś sporo nurkowałem – w tym również w Hańczy, i polecam.
Od jakiegoś czasu zaglądam na tego bloga i muszę przyznać, że fantastycznie się czyta relacje a i zdjęcia fajne 🙂
Dziękuję bardzo. Mam nadzieję, że będzie coraz lepiej i ciekawiej 🙂
Comments are closed.