Tallin może pochwalić się jedną z najpiękniejszych starówek w Europie. Małe stare miasto miasto, które możesz zwiedzić w kilka godzin, ale które możesz zwiedzać i tydzień. Sercem starówki jest oczywiście rynek.
Nie ukrywam, mam dylemat. Jak poprowadzić Ciebie – Drogi Czytelniku przez to piękne miejsce. Jeżeli bowiem zacznę opowiadać Ci o wszystkich cudach, które widziałem, to artykuł ten nigdy się nie skończy. Jeżeli skrócę tę relację, to na pewno ominiemy coś interesującego. Umówmy się. Głównym motywem będą zdjęcia i ich opisy. A od czasu do czasu dorzucę jakiś tekst. Jeżeli jednak coś Cię szczególnie zaciekawi, to poproszę o komentarz pod artykułem, postaram się odpowiedzieć.
Pierwszym punktem, który musimy zaliczyć, jest wieża Kościoła św. Olafa. Wieża ta wybudowana w roku 1500, była jedną z najwyższych budowli w Europie. Liczyła aż 160 metrów. Przez całe wieki była punktem orientacyjnym dla żeglarzy zmierzających do pobliskiego portu. Sam kościół kilka razy płonął w swojej historii, ostatni raz w 1820 roku. Obecnie wieża liczy 123,5 metra i jest udostępniona do zwiedzania. Bilet wstępu kosztuje 2 euro dorośli, 1 euro młodzież, a wchodzimy na nią po 258 schodach. Z wieży rozpościera się panorama na cały Tallin.
Zwróćcie uwagę na baszty (z prawej). W średniowieczu było ich 46, a do dzisiaj przetrwało 26. Najsłynniejsze z nich to „Zajrzyj do kuchni” – nazwana tak, gdyż żołnierze pełniący na niej wartę mogli z jej murów zajrzeć do kuchni tallińskim mieszczkom oraz „Wieża dziewicza” – będąca kiedyś – o ironio – więzieniem dla prostytutek.
Do portu z którego odpływają promy do Helsinek jest kilka minut drogi.
Po zejściu z wieży możemy wyjść z miasta i udać się w stronę morza, by na jakimś murku spożyć pyszne, zimne piwko (było 30 stopni Celsjusza). Muszę napisać, że to lubię w krajach byłego bloku radzieckiego. Człowiek może usiąść na trawce i ze spokojem napić się piwa, nie obawiając się żadnych reperkusji.
I ja tak zrobiłem. A mianowicie udałem się na zapuszczony obecnie, położony nad morzem Linnahall, gdzie spożyłem schłodzone lokalne piwko, delektując się panoramą Tallina i szumem morza:).
Na następny dzień od rana zwiedzam starówkę. Wąskimi brukowanymi uliczkami udaję się w stronę rynku.
Odwiedzam fantastyczną pochodzącą z XIV wieku TALLINNA Pühavaimu kirik , czyli Kościół św. Ducha. Wnętrze kościoła jest oryginalne, a całość jest fantastyczną ucztą dla ducha.
A wygląda tam tak:
Po wyjściu z kościoła przechodzę do znajdującego się naprzeciwko, mieszczącego się w byłym budynku Wielkiej Gildii, muzeum historycznego. Warto wpaść tam na chwilę i zapoznać się ze znajdującymi się w nim eksponatami.
Muzeum jest niedaleko rynku – po estońsku Raekoja plats. Przeskakujemy krótki łącznik i po chwili jesteśmy na tym cudzie.
Na rynku znajduje się najstarsza w Europie, założona w 1422 roku i działająca do dzisiaj apteka, przez Estończyków uważana za miejsce, gdzie wynaleziono marcepan. Wyobraźcie sobie – firma założona 12 lat po bitwie pod Grunwaldem. Imponujące.
Będąc w Tallinie nie sposób nie skosztować estońskich przysmaków. Ja polecam zwłaszcza prażone migdały na słono lub w miodzie… Eh, rozmarzyłem się i ślinka poleciała 🙂
W którymś momencie musimy trafić na uliczkę kwiatów. Położonych obok siebie kilkadziesiąt otwartych całą dobę ulicznych kwiaciarni, otacza zapach, który dodatkowo potęguje nasze zauroczenie tym miejscem.
Kupiłem różę, wręczyłem ją tej uroczej powożącej bryczką pani i poprosiłem o wspólne zdjęcie. Nie odmówiła 🙂
Wracam na starówkę i kieruję się w stronę wzgórza Tompeea, czyli Górnego Miasta, gdzie mieszczą się również budynki rządowe.
Co by nie napisać, tallińska starówka jest śliczna 😉
Mijam ulicznych artystów i dochodzę do Kiek in de Kök (Zajrzeć do Kuchni).
Szybki rzut okiem i idę do prawosławnego Soboru Aleksandra Newskiego.
Wybudowana w 1900 roku świątynia jest prawdziwym kąskiem architektonicznym. Po odzyskaniu przez Estonię niepodległości (po I wojnie światowej) o mało nie została rozebrana, ale dzięki protestom wyznawców prawosławia a także innych wyznań, zachowała się na szczęście do dzisiejszych czasów.
Naprzeciwko soboru znajduje się estoński parlament. Trudno jest domyśleć się, że jest to tak ważny budynek. Nie ma żadnych strażników ani barierek. O tym fakcie informuje tylko tabliczka na murze.
Obchodzę budynek i z drugiej strony parlamentu widzę opalających się ludzi. No właściwie nie ma się co dziwić. Estonia to prawie Skandynawia.
Wychodzę na zewnątrz i idę do następnego, położonego nieopodal kościoła. Tym razem jest to luterańska Katedra Najświętszej Marii Panny Matki w Tallinie zwana również Dome Church. Muszę tu napomknąć, że w Tallinie bardzo dużo osób posługuje się komunikatywnym angielskim.
Ta wybudowana w 1233 roku katedra, jest najstarszą świątynią w Tallinie.
Płacę 5 euro za bilet wstępu, który obejmuje również wejście na wieżę. 139 schodów, 29 metrów wysokości. Na wieży poznaję sympatycznych Rosjan z Petersburga, a dziewczyna kilka lat spędziła w Polsce. Po raz kolejny raz potwierdza się, że pewne nasze polskie fobie są trochę głupie.
Drogi czytelniku, w tym momencie zakończymy naszą podróż po Tallinie. Według sztuki mój reportaż jest przynajmniej dwa razy za długi:) Ale jeżeli dotrwałeś aż tutaj, to jako wisieńkę załączam kilka zdjęć nocnego Tallina. Wyszedłem około 2 w nocy, by w nadmorskiej scenerii sfotografować spadające perseidy. Niestety światła miasta skutecznie mi to utrudniły. Jednak dzięki temu przedstawiam nocny Tallin.
Wieczorem tego dnia odbył się w mieście koncert wirtuoza gitary Estasa Tonne. Miałem na nim przyjemność być. Myślę, że co niektórzy z Was znają te nazwisko. Dla zainteresowanych załączam link:
Czy pokazałem Wam wszystko? Nie! Byłem w Tallinie, w małym Tallinie 3 dni, a i tydzień byłoby mało. Tallin jest miastem, w którym odbywa się bardzo dużo imprez plenerowych. Oprócz benefisu Estasa udało mi się wysłuchać piękny koncert organowy. Ale możliwości są różne. Co kto lubi – od modlitwy po kluby gogo 🙂 Takie jednak są reguły podróży. Jak przypływ -przybywamy, by po chwili jak odpływ – odpłynąć. A w następnym reportażu zabiorę Cię – Drogi Czytelniku do Rygi, stolicy Łotwy.
Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł, to zostaw ślad w postaci komentarza. Zachęcam również do wpisania się do newslettera. Pozwoli to być na bieżąco z kolejnymi wpisami…
—
Niedługo wybieram się z chłopakiem do Tallina. Chcemy zobaczyć jak najwięcej, jednocześnie się nie spiesząc. Mamy 3 dni, jak ty 🙂 Co polecisz jeszcze zobaczyć?
Możemy pogadać mailowo? :))
Pozdrawiam!
Trochę długo czekałaś na odpowiedź, właśnie wróciłem z Malty. 3 dni, to moim zdaniem wystarczający czas na to maleńkie miasto. I wiesz co. Najlepiej zrobicie włócząc się powoli i zaglądając w każdą dziurę. W Tallinie jest wszystko – i dla tych, którzy lubią zwiedzać, i dla tych, którzy chcą poszaleć. Miłej zabawy.
Comments are closed.