–
Dawno, bo aż 2 lata nie byłem w Zakopanem na nartach. I tam – na Kasprowym Wierchu postanowiłem zakończyć sezon narciarski 2014 – 2015.
Trochę się zdziwiłem po przyjeździe do Zakopanego, gdyż okazało się, że panuje tam regularna zima. Moje zdziwienie było pomieszane z lekką dozą irytacji, ponieważ dzień przed wyjazdem zmieniłem opony na letnie 🙂
Po dojechaniu na miejsce szybko poszedłem spać, gdyż na następny dzień rano planowałem wyruszyć na Kasprowy Wierch. Tu gwoli wyjaśnienia muszę napisać, że nie jestem pasjonatem Zakopanego. Owszem – od czasu do czasu zdarza mi się tam zawitać, ale samo miasto uważam za szkaradnie brzydkie. Pomieszane style, a przede wszystkim pełne migoczących i potwornie badziewnych reklam, tworzonych na zasadzie – im większa i bardziej krzykliwa – tym lepsza. Jedną tylko rzecz ma Zakopane piękną – jest to widok na góry.
Rankiem następnego dnia zjadłem śniadanie i poszedłem na przystanek autobusowy. Moim celem było dostać się do Kuźnic, gdzie znajduje się dolna stacja kolei linowej na Kasprowy Wierch. Po dotarciu do kolejki zakupiłem tzw. ski pass, czyli bilet upoważniający do wjechania na górę i korzystania z wyciągów narciarskich. Wyciągi są dwa do wyboru – w Kotle Gąsienicowym i Kotle Goryczkowym – czyli tzw. Gąsienica i Goryczkowa. W tym roku ski pass kosztował: 110 zł za 4 godziny i 130 zł całodniowy.
Nowymi wagonami kolejki wjechaliśmy na górę, zaliczając po drodze przesiadkę w położonych na wysokości 1354 metrów n.p.m. Myślenickich Turniach. Po wjeździe na Kasprowy pierwszą rzeczą, którą zrobiłem, było zamówienie herbaty. Herbata w restauracji na Kasprowym ma smak gdzie indziej niespotykany. Moim zdaniem spowodowane jest to niższą temperaturą wrzenia wody – na szczycie wynosi ona 94 stopnie Celsjusza. A może jest to spowodowane przyjemnością z pobytu w najwyżej w Polsce położonej restauracji? Nieważne – herbata jest pyszna i już 🙂
Po wyjściu ze stacji kolejki wpadłem w niezłą „zadymę”. Wszystko było spowite przez mgłę, co się zresztą często tutaj zdarza. Mimo, że według termometru było kilka stopni poniżej zera, to nie odczuwałem jakiegoś dyskomfortu termicznego. Na szczęście nie wiał wiatr. Oprócz mnie było sporo narciarzy. Pierwszy zjazd zrobiłem w Kotle Gąsienicowym zwanym również czasami Kotłem Kasprowym.
Niestety po dwóch przejazdach obsługa poinformowała nas, że jest awaria i mamy przenieść się na Goryczkową. Może to i dobrze, gdyż zalegająca mgła miejscami prawie uniemożliwiała jazdę.
Goryczkowa jest po drugiej stronie zbocza. Spędziłem na niej cały dzień i miło się bawiłem. Niestety muszę coś zrobić z moją kondycją, gdyż ta ostatnio szwankuje. Wychodzi siedzący tryb życia 🙁
Na koniec musiałem wrócić z powrotem po plecak, który zostawiłem w przechowalni na stacji kolei linowej. Przejście jest kompletnie nieprzemyślane – takie „po polsku”. Należy pójść ostro w górę około 50 metrów, przejść koło stacji meteorologicznej, a po chwili zejść ostro w dół. Przy czym jest to nieoficjalna ścieżka, a oficjalnej chyba nie ma. Była to lekka „kara”, choć – jak to się mówi: „co cię nie zabije to cię wzmocni” 🙂 Przy okazji sfotografowałem dla Was obserwatorium meteorologiczne.
Po stronie Gąsienicowej dalej panowała gęsta mgła…
I to by było na tyle. PanMirek uważa sezon narciarski 2014 – 2015 za zamknięty 🙂
A chętnych zapraszam do obejrzenia krótkiego filmiku. Niestety znowu nie udało mi się skonfigurować połączenia kamery z telefonem i ostrzegam lojalnie – może się w trakcie oglądania zakręcić w głowie 🙂
A już za kilka dni zapraszam do gorącej Kenii na część drugą opowieści.
–